wtorek, 31 marca 2015

"Walkirie" - czyli osobisty powrót do przeszłości...

Z twórczością Paulo Coelho pierwszy raz spotkałam się w liceum (dawno to było;), po przeczytaniu "Alchemika", zachłysnęłam się twórczością tego autora, odnajdując w niej to, czego aktualnie potrzebowałam. Przeczytałam wszystkie dostępne na rynku książki Coelho, jedne z nich nawet po kilka razy. A potem... potem chyba dorosłam.
Ostatnio gdy byłam w bibliotece, spacerowałam między regałami, szukając właściwie na oślep - w moje dłonie trafiła książka "Wlakirie" - wyżej wspomnianego autora. 

Pomyślałam, że tego nie czytałam, a poza tym, byłam ciekawa, jaki będzie mój odbiór tej specyficznej twórczości po tylu latach. Kiedy w liceum na pytanie mojego polonisty o ulubionego autora, wymieniłam właśnie Coelho, facet złapał się za głowę, radząc, abym poszukała literatury lepszych lotów. Wtedy tego nie rozumiałam, teraz - w 100%. Nie wiem, jak mogłam się zaczytać w tym zwariowanym świecie - gdzie istnieją szamani, mistrzowie, magia, anioły i tak dalej... "Walkirie" - to idąc za opisem w książce, jedna z najbardziej osobistych książek tego autora. W poszukiwaniu swojego anioła Paulo wyrusza z żoną w podróż po pustyni Mojave. Opowieść o potrzebie zaakceptowania własnych słabości, pojednania się z przeszłością, o poznawaniu swoich zalet i umiejętności przyjmowania szczęścia bez poczucia winy. Opowieść o przemianie, którą każdy z nas musi przejść, aby zrobić krok do przodu". Myślę, że bardzo się zmieniłam od czasów licealnych - to co kiedyś wydawało mi się takie inspirujące, teraz jest czymś na kształt bełkotu szalonego szamana. Może za kilkanaście lat znowu wrócę do tej twórczości....może będę ją odbierać zupełnie inaczej?!

czwartek, 26 marca 2015

Jak to się pomyliłam...

Myślałam, że Telewizja Publiczna nie wyemituje już nic bardziej infantylnego niż legendarna już "Moda na sukces". Myliłam się. Wspomnianą wcześniej "Modę..." oglądała zawsze moja Babcia. Odcinek w odcinek, zagłębiała się w intrygi i nigdy nie zgubiła się w tych zwariowanych koligacjach. Babcia zmarła parę lat temu, "Modę..." zdjęto z anteny niedawno.
Nowości telewizyjne docierają do mnie z ogromnym poślizgiem, wciąż nie mam telewizora i o wielu rzeczach dowiaduję się jakby przypadkiem. Byłam ostatnio u znajomej na kawie. Ledwo przyszłam, ta włączyła TV i jakby przepraszająco, oznajmiła, że nie oglądała ostatniego odcinka jej ulubionego serialu i że musi, bo akurat powtórka leci, a tam się ponoć działo, bo czytała już opis odcinka w telemagazynie. Kubek kawy pachniał zachęcająco, cóż było robić. Zostałam. Idąc za (zapewne) mądrzejszymi ode mnie, "Wspaniałe stulecie" to turecki serial telewizyjny, przedstawiający obrazy z życia dworu osmańskiego w okresie panowania sułtana Sulejmana Wspaniałego. Znajoma zaręczała, że to wszystko, co zostało tam pokazane, musiało zdarzyć się naprawdę, że to prawie serial historyczny. Jeżeli brać te słowa za pewnik, to w tym całym Imperium nie działo się nic, tylko dworskie intrygi - że on kocha ją a ona innego, ale się poświęci bo tamten już ją przestał kochać, a tamta się zemści za wcześniejsze przykrości i w akcie desperacji spali twarz tej drugiej pochodnią. Hmmm....
Jak się okazuje, serial ten, po emisji w Turcji wzbudził niemałe kontrowersje - protestom i skargom nie było końca, liczba tych ostatnich przekroczyła 70 000. Krytykowano przedstawienie w filmie życia prywatnego władcy osmańskiego i jego skłonność do hedonizmu. Skrytykował go nawet premier tego kraju, uznając, że przedstawia w złym świetle historię Turcji i jednego z najsłynniejszych władców. Serial ten ma też dobrą stronę - napędza wielką turystyczną machinę - wielu z sympatyków tego filmu wybrało się do Stambułu tylko po to, aby zobaczyć z bliska miejsca przedstawione w tym serialu.
Patrząc na to, co dzieje się u nas, jak tylko uspokoi się sytuacja w Turcji, wielu Polaków również pojedzie do tego kraju w tym samym celu. I moja znajoma zapewne również.



wtorek, 17 marca 2015

Zakupy...nie dla mnie

Nie lubię chodzić na zakupy, a jak już coś muszę kupić, to zbieram się do tego najdłużej jak mogę. Odkładam to na ostatnią chwilę, a najlepiej, żeby zamówić to przez internet. Żeby samej nie kluczyć od sklepu do sklepu, od butiku do butiku...
Takie słowa z ust kobiety to rzadkość. Wiem.
Dla mnie zakupy to zwyczajna strata czasu. A biorąc pod uwagę jeszcze dziwną zależność między posiadaniem pieniędzy a towarem który wpadł mi w oko, myślę, że Los sobie z nas po cichu drwi. Bo jak wytłumaczyć fakt, że zazwyczaj, gdy mam pieniądze na daną rzecz i chcę sobie ją kupić, to jej nie ma - nie ma tego co chcę, nie ma rozmiaru, nie ma tego koloru i tak dalej... Lecz gdy gotówki brak - nagle tyle rzeczy zaczyna mi się podobać i jest dostępne.
Ostatnio chciałam sobie kupić buty. Buty do biegania, gdyż moje poprzednie, wysłużyły się już bardzo, nawet za bardzo. Więc z miną męczennicy przyszłam do pewnego sklepu z artykułami sportowymi, odnalazłam regał z butami...i już wiem jak czuje się dziecko we mgle- odnalazłam w końcu te które miały być najlepsze w opiniach, które znalazłam na forach, w praktyce, czytaj na mojej nodze, okazały się niezbyt wygodne. Z pomocą przyszła jedna pracownic tego sklepu - wielka pasjonatka biegania. Zaproponowała mi buty, na które bym pewnie nie zwróciła uwagi - niech pani przymierzy i się przebiegnie trochę między regałami - powiedziała. Popatrzyłam na nią badawczo, czy aby nie żartuje. Nie żartowała. Pierwszy raz biegałam po sklepie - po drugiej rundce pojawił się uśmiech na twarzy i przekonanie - te buty chcę mieć.
Pierwszy raz wróciłam z zakupów w dobrym humorze i z uśmiechem na ustach. Jednak się da;) 



czwartek, 12 marca 2015

(nie)perfekcyjnie

Prasowanie jest jednym z obowiązków domowych, które ograniczam do minimum i właściwie to najlepiej, gdybym mogła zredukować je do zera. Aby jakoś umilić sobie tę nudną czynność, puszczam sobie odcinki....perfekcyjnej pani domu. (tu zostawiam miejsce na rechot, parsknięcia śmiechem i inne złośliwe komentarze)
.....
.....
....
już?
To idę dalej. Pomijając już całą otoczkę, tą przemianę bohaterów, ten "american dream" zastosowany w polskich realiach - posprzątam i całe życie zacznie mi się układać, żyjąc długo i szczęśliwie - to całkiem motywujący program. Bo - faktem jest, że jak posprząta się przestrzeń wokół siebie, to i w głowie wszystko się lepiej układa. Ale do czego zmierzam - w ostatnim oglądanym przeze mnie odcinku matka trójki dzieci (mąż wyjechał do pracy), mieszkająca w kawalerce, miała przez tydzień posprzątać swoje mieszkanie. I mimo pomocy z zewnątrz (życzliwe koleżanki), nie udało jej się posprzątać do końca pokoju, kuchni, przedpokoju i łazienki. Przyznam, że z lekkim niedowierzaniem oglądałam, jak perfekcyjna białą rękawiczką wyszukała czarne plamy kurzu. (swoją drogą, ta metoda sprawdzania jest kompletnie idiotyczna...). Taka mała powierzchnia i jeszcze nie dała rady? Przez tydzień?!
Spojrzałam krytycznym okiem na mój salon- pasowałoby wyczyścić wszystko, wyprać poduchy, odsunąć szafki, odkurzyć książki i tak dalej... - przecież zajmie mi to góra dwie, trzy godzinki.
Dodam, że mam tylko jedno dziecko. I dom musi normalnie funkcjonować. Z salonem męczę się już drugi dzień i mam nadzieję, że dzisiaj skończę...
Reszta mieszkania poczeka na kolejny zryw;)

niedziela, 8 marca 2015

pesymistycznie to ja nie umiem...

Najlepiej, to pisać jak jest - czyli do d... - usłyszałam kiedyś od pewnego blogera. Bo jak piszesz o dobrych rzeczach, to właściwie nikt nie chce tego czytać. To zwyczajnie nudne. Jak napiszesz, że jest Ci źle, to Cię pocieszą - jak wspomnisz że masz przerąbane, to czytający poczują się lepiej. Polacy mają to we krwi...
Idąc w ten deseń...
Tak mi dzisiaj źle... Od samego rana dobry humor mnie nie opuszczał, i nawet pogoda taka wiosenna - kto to widział! Siedzę w wygodnym fotelu, słucham ulubionej muzyki i delektuję się aromatyczną kawą, ciesząc się jednocześnie, wróć! pogrążając się jednocześnie w bezmiarze smutku tym wszystkim spowodowanym. Czy może być gorzej?!

hmmmmmm
chyba jednak nie o to chodziło;)

A z okazji naszego święta - z racji, że uwielbiam kwiaty...


czwartek, 5 marca 2015

"Każde słowo jest jak niepotrzebna plama na ciszy i nicości."

Ziiiiiiiiuuuuuuuuuuuum....ziiiiiiiiiiuuuuuuuuuummmmmm....
Robiłam porządki w biurku. Stare faktury, notatki i takie tam...Niszczarka działała na pełnych obrotach...
Ziiiiuuuuuuuuuuumm...ziuuuuuuummmmmm
M...zaglądał mi przez ramię - a odkąd to faktury są w zeszycie?! Co to? To był pamiętnik. Ostatni jaki jeszcze gdzieś tam mi się zawieruszył - przykryła go warstwa kurzu i innych szpargałów. Chwilę przed tym jak zaczęłam go niszczyć, przeglądnęłam parę stron - wszystko się zdewaluowało. Pamiętniki powinny ulegać samozapłonowi, kiedy osoba je pisząca, zaczyna uważać, że to same pierdoły były. Dobra, może nie pierdoły, ale coś, co teraz nie ma kompletnie żadnego znaczenia. Nie cofnęłabym czasu który minął, bo wydarzenia z przeszłości ukształtowały mnie taką, jaką jestem obecnie. A lubię siebie. Nawet bardzo.
Co powiedziałabym sobie, tak z 12 lat młodszej?
Że za 12 lat będziesz fantastyczną, szczęśliwą kobietą ;)
Ziiiiiiuuuuuuuuuuummmmmmmmmmmmmm..........