środa, 25 listopada 2015

"Wszystko zależy od przyimka"

Fajną książkę ostatnio przeczytałam. Chociaż w tym przypadku nawet nie wypada pisać "fajna". To raczej interesująca lektura dla wymagającego czytelnika. Czytelnika, który podobnie jak ja, jest wrażliwy językowo i nie może się powstrzymać przed poprawianiem błędów językowych typu "włanczać", "tutej" i tak dalej.
Spotkało się bowiem trzech wybitnych językoznawców - Bralczyk, Miodek i Markowski - postanowili porozmawiać o współczesnym języku polskim, a żeby nie zagadali się na amen, jako moderatora rozmowy wybrali Jerzego Sosnowskiego. Zapis tych rozmów tworzy przyjemną lekturę o języku polskim - takim, jakiego używamy na co dzień, a może bardziej takim, jakim chcielibyśmy zawsze się posługiwać. Polecam!


czwartek, 12 listopada 2015

nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać

Mój M... pasjonuje się fotografią. I robi naprawdę przepiękne zdjęcia - wychwytując z krajobrazu to, co najciekawsze. Świat widziany obiektywem jego aparatu niejednokrotnie jest piękniejszy, niż w rzeczywistości... Zdjęcia publikuje na swojej stronie internetowej.
Raz po raz dowiadujemy się, że ta czy inna osoba użyła jego zdjęć do publikacji w Internecie. Jeżeli to jest do celów niekomercyjnych, to jeszcze pół biedy. Jednak zdarzyło się, że różne firmy używały jego zdjęć do grafiki na swojej stronie internetowej czy folderze reklamowym. Wtedy działamy - wszak to zwykła kradzież!
Ale to co zobaczyłam wczoraj, sprawiło, że nie wiem już czy się śmiać czy płakać... Portal z Rudy Śląskiej ogłosił konkurs fotograficzny na najpiękniejsze jesienne zdjęcie. I jakież było nasze zdziwienie, gdy niejaki Łukasz Wiśniewski, najprawdopodobniej mieszkaniec tego miasta, zwyczajnie ukradł zdjęcie ze strony M... i wysłał na konkurs jako swoje....


(http://rudaslaska.com.pl/fotoreportaz,ruda-sie-mieni-w-barwach-jesieni,1145874,1145752,35.html)

 Nie pokusił się nawet o zatuszowanie podpisu autora na zdjęciu. Daleka jestem od wyzywania kogoś od idiotów, ale Łukasz Wiśniewski aż się o to prosi. Ukradł zdjęcie myśląc, że ujdzie mu to na sucho? Że nikt nie zauważy? No żeż ty!
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę to temu plagiatorowi i tak nikt nic nie zrobi. Organizatorzy konkursu zapewne wycofają to zdjęcie, sprawa rozejdzie się "po kościach".
(a mnie cholera bierze)



środa, 11 listopada 2015

Narodowe Święto Niepodległości

Zacznę od fragmentu książki M. Wałkuskiego "Ameryka po kawałku". "Czwartego lipca Amerykanie obchodzą urodziny swojego kraju, czyli Dzień Niepodległości. To najważniejsze, a zarazem najbardziej radosne i sympatyczne amerykańskie święto. Tego dnia odbywają się parady, koncerty, imprezy sportowe oraz pokazy sztucznych ogni. (...) Dzień Niepodległości jest świętem wszystkich Amerykanów - niezależnie od rasy, religii czy przynależności etnicznej. Na obchodach można zresztą spotkać nie tylko rodowitych mieszkańców USA, ale również rzesze imigrantów, którzy dumnie powiewają amerykańskimi flagami. Podczas Dnia Niepodległości Amerykanie okazują swój patriotyzm na różne sposoby - między innymi poprzez ubiór. Zakładają na siebie T-shirty, krótkie spodenki, sukienki i nakrycia głowy w kolorach flagi narodowej, czyli czerwonym, białym i granatowym."*
Skoro niejako odgapiliśmy już walentynki i halloween, może nauczmy się od Amerykanów spontanicznej uciechy z tego dnia, jakim jest obchodzone dzisiaj Narodowe Święto Niepodległości. Aby zamiast manifestacji różnej treści - były wesołe parady, zamiast napuchniętego do granic możliwości patetyzmu - zwykła ludzka serdeczność i radość. Aby politycy i duchowi dostali absolutny zakaz mieszania się w to święto - nasze święto - wszystkich Polaków. A nie tylko tych prawdziwych, tych właściwych, tych odpowiednich....i tak dalej...



* Marek Wałkuski "Ameryka po kawałku" s. 60, wydawnictwo ZNAK, Kraków 2014

poniedziałek, 9 listopada 2015

listopad....listopad...

Mamo! Zobacz, to drzewo nie ma już liści - krzyknęła moja Mała, gdy rano szłyśmy do przedszkola. Wczoraj bardzo wiało, pewnie wszystkie spadły - odpowiedziałam mechanicznie, przyglądając się jednocześnie światu jakbym widziała je po raz pierwszy. Spokojnie, nie zwariowałam;)
Mała jest moją prawdziwą inspiracją w codziennym treningu uważności. A ostatnio było z tym krucho -  nie czułam się za dobrze, musiałam zrezygnować z wszelakich aktywności, ograniczając się do minimum.. Zresztą, zwykłe codzienne obowiązki sprawiają, że nie mam siły już na nic więcej.
Wiem, że jest to sytuacja przejściowa. Że potem będzie już tylko lepiej. 

Powtarzałam innym, że czasem po prostu trzeba sobie odpuścić. Sama jednak mam z tym problem.
Listopad to nie jest najłatwiejszy emocjonalnie miesiąc, nie sądzicie?



czwartek, 5 listopada 2015

tyle zachodu o kosz...

Ostatnio przepatrzyłam domową apteczkę. Nawet reklamy wieszczą, że sezon na przeziębienia już się rozpoczyna, więc chciałam zobaczyć, co mam, co dokupić a co zutylizować ze względu na datę ważności. Wiadomo, że przeterminowanych leków nie można tak po prostu wyrzucić, trzeba je oddać do apteki. Wydaje się proste, a jednak...
Co ciekawe, na moim osiedlu naliczyłam 4 apteki. To musi być niezły biznes, skoro mimo takiego zagęszczenia, wszystkie działają. Czyżby wokół mnie mieszkali sami lekomani?!
Ale wracając - w pierwszej aptece pani magister łaskawie mnie oświeciła, że owszem, apteki mogą przyjmować leki przeterminowane, ale nie MUSZĄ. W drugiej, dowiedziałam się, że oni kiedyś to mieli, ale wie Pani, to się po prostu nam nie kalkulowało...koniec cytatu. Do trzeciej podeszłam już zrezygnowana, obiecując sobie w myślach, że jeżeli tam nie będzie, to po prostu wyrzucę to do zwykłego kosza. O dziwo, tu znalazłam specjalny kosz, ALE.... czy pani jest naszą stałą klientką? - usłyszałam od pani magister. E... tak, mieszkam niedaleko, tu mam najbliżej jak coś potrzebuję- skłamałam bezczelnie. No dobrze, to może pani wyrzucić te leki.
Ożeż ty!
Szperając w Internecie, dowiedziałam się, że każde miasto musi mieć kilka takich punktów przyjmujących leki przeterminowane. Za wyrzucanie leków do zwykłego kosza grożą wysokie mandaty. Prawda jest jednak taka, że większość leków z domowej apteczki statystycznego Polaka jest wyrzucana prosto do śmieci. Nikt bowiem nie ma czasu na szukanie specjalnych miejsc składowania. A jak tam u Was?