sobota, 28 lutego 2015

cebulowe łzy

Kiedy kroiłam dzisiaj cebulę do placków ziemniaczanych, zastanawiałam się dlaczego, do jasnej anielki, krojenie cebuli zawsze kończy się w moim przypadku potokiem rzewnych łez?!
Poszperałam i nie wchodząc w chemiczne szczegóły, których zresztą nie bardzo rozumiem, wywnioskowałam, że to wszystko wina siarki. Ona to wchodząc w interakcje tworzy gazy, które drażnią nasze oko - i stąd te potoki łez*. Muszę jednak przyznać, że cebulę uwielbiam i nie wyobrażam sobie, aby z niej rezygnować. A sposobów na "cebulowe łzy" jest wiele - przed krojeniem można posmarować deskę do krojenia octem (nie próbowałam), można odchylić głowę podczas krojenia, co jest trochę niebezpieczne, biorąc pod uwagę fakt, że zazwyczaj cebulę siekam dosyć ostrym nożem. Można też lekko schłodzić to warzywo przed krojeniem - sprawdzone, działa (!), tylko, czy po schłodzeniu nie traci swoich dobroczynnych właściwości? Aż wreszcie, można cebulę przed krojeniem skropić lekko wodą. Jest również coś takiego jak okulary do krojenia cebuli - może ktoś z Was próbował tego wynalazku?? Dodam, że one nie kroją cebuli, tylko chronią oczy;) wiem też, że na Was można liczyć - podpowiedzcie swoje sprawdzone patenty na cebulowe łzy! 




*www.wyborcza.pl/piatekekstra/1,133655,14594621,Ig_Noble_przyznane.html

środa, 25 lutego 2015

Przedwiośnie?!

Dzisiaj w radiu usłyszałam, że mamy przedwiośnie. Nie wszystko to, co słyszę z głośników mogę brać jako pewnik, ale z tym się muszę zgodzić. Poczułam to bowiem na własnej skórze. A było to tak... Pewnego pięknego poranka, delektowałam się doskonałą kawą i patrzyłam na świat zalany słońcem. Patrzyłam przez okno. I to okno było brudne. Między jednym a drugim łykiem kawy, trwała we mnie prawdziwa batalia myśli... Aga, okna brudne...nie przesadzaj, w październiku myłam...ale patrz jakie zacieki! eeee tam, nie widać! Jednak.... okna umyte, materace wyczyszczone, mieszkanie wysprzątane i nawet porządki z garderobą zrobione. Bo z tym ostatnim zawsze miałam problem - gdzieś kiedyś przeczytałam, że jednym z naczelnych haseł towarzyszących porządkowaniu swoich ubrań jest - jeżeli nie chodziłaś w czymś rok, to tego już nie potrzebujesz... I w głowie znowu ten głosik...a może jeszcze schudniesz? a może moda wróci? To sobie kupię nowe! Z tym zapałem wzięłam się ostro do segregowania - trochę tego się pozbyłam - łącznie z butami. Nigdy nie myślałam, że takie sprzątanie dodatnio wpłynie również na moją równowagę wewnętrzną.

poniedziałek, 23 lutego 2015

ach to lenistwo!

Dawno mnie tu nie było - muszę przyznać, że się po prostu totalnie rozleniwiłam, poświęcając więcej czasu na drobne przyjemności i unikając przesiadywania przy laptopie.


 Czas jednak wrócić do dawnych przyzwyczajeń...bo czasem trzeba trochę odejść, żeby z przyjemnością wrócić. 


wtorek, 10 lutego 2015

Wulkaniczne wspomnienia

Stresy egzaminacyjne już za mną, sesja zamknięta z bardzo dobrym wynikiem, mam więc czas na drobne przyjemności... Patrząc na pogodę za oknem, myślami wracam do wakacji - słońca, plaży, ciepła i wspaniałej przygody. Dzisiaj porywam Was na Lanzarote.
Zacznę od tego, że jest to jedno z najdziwniejszych miejsc jakie zobaczyłam w swoim długawym już życiu. Zetknęłam się tam bowiem z krajobrazem iście księżycowym...



Zwiedzając wulkaniczny Parque Nacional de Timanfaya, nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że jestem na Księżycu, albo na Marsie. Przemieszczaliśmy się wśród skamieniałej lawy, która kiedyś przykryła większość życia na tej wyspie. Urodzajna ziemia po wybuchu wulkanu nie nadawała się już do uprawy, jednak po jakimś czasie zauważono, że mimo trudnych warunków, świetnie rośnie tam jeden ze szczepów winorośli - podchwycono temat i teraz Lanzarote produkuje jedyne w swoim rodzaju wino - którego oczywiście nie omieszkałam spróbować;)
Ta wyspa, to nie tylko "proch i pył" - dzięki wielkiemu artyście (o którym przyznam szczerze nie miałam pojęcia przed wyjazdem - podróże kształcą), a więc dzięki osobie nietuzinkowej, o której wie każdy mieszkaniec wyspy. Cesar Manrique - bo o nim mowa, miał swoją koncepcję rodzimej wyspy - starał się, aby ingerencja człowieka w środowisko naturalne była jak najmniejsza - chciał pozorne minusy wyspy przekuć na jej największe atrakcje. I to mu się naprawdę udało. Oprócz wspomnianego wyżej wulkanicznego parku narodowego, wpłynął w znaczący sposób na architekturę i urbanizację wyspy. Dlatego też, podróżując po całej wyspie nie widziałam ani jednego billboardu czy tablicy reklamowej, dlatego również wszystkie domy i kościoły mają być pomalowane na biało, tworząc wspaniałe uzupełnienie do "księżycowego" krajobrazu. 


Dzięki niemu również, miałam okazję przespacerować się po jaskini lawowej (Tunnel de la Atlantida), który dzięki ogromnej pracy (i ogromnej zapewne ilości pieniędzy), został zaadaptowany na salę koncertową z doskonałą akustyką oraz muzeum wulkaniczne. Przyznam szczerze, że gdy znalazłam się na dole jaskini, z wrażenia usiadłam. To było po prostu niesamowite. 
Wyspa Lanzarote to również przepiękne plaże, malownicze miasteczka i futurystyczne rzeźby Cesara Manrique na każdym większym skrzyżowaniu. To tutaj również rośnie szczególna odmiana aloesu, który ma silne właściwości lecznicze, tu również zobaczyłam jak się filetuje aloes. To w końcu miejsce, które warto zobaczyć, chociażby po to, aby usiąść z wrażenia ;P

poniedziałek, 2 lutego 2015

CZASOchłonne rozmyślania

Ostatnio oglądałam z moją Małą bajkę. Bajkę, której główną bohaterką była kilkuletnia lisica, albo fretka, albo wiewiórka(?) trudno określić. W każdym razie ta dziewczynka wpadła na genialny w swej prostocie pomysł - zatrzymała wszystkie zegary w domu. Wyszła bowiem z założenia, że gdy zatrzyma wszystkie zegary - czas stanie i już zawsze będzie niedziela, a jej rodzice będą mieli dla niej mnóstwo czasu. Koniec końców, rodzice się zorientowali o co chodzi, wyjaśnili, że tak to nie działa, co więcej - z racji tego, że dziewczynka miała iść następnego dnia na urodziny do koleżanki, razem nastawili wszystkie zegary aby czas znów mógł płynąć swoim rytmem. Bajka się skończyła a ja zaczęłam intensywnie myśleć*...
bo czym tak naprawdę jest czas? To umowa międzyludzka, aby jakoś poukładać sobie wszystko. To sztuczny twór, kolejny wymysł, na który możemy narzekać, gdy jesteśmy spóźnieni. A co by było, gdyby czasu nie było?! Trudno mi sobie to wyobrazić, bo czas był od zawsze. Od małego wpajano mi, że czas jest i należy się do niego stosować.
Nawet gdyby zatrzymać wszystkie zegary świata, to "czas" i tak płynie.... 





*moja Mała weszła w etap zadawania pytań, skupiając się na jednym "a dlaczego?!", sama to podchwyciłam i czuję, że zapętlam się jeszcze bardziej;)