wtorek, 6 grudnia 2016

Niespodzianka!

Obudził mnie dzisiaj radosny pisk Młodej - Byyyyyyyyyyyyyył! wypił mleko i zjadł pierniczki! I marchewki też nie ma! Przybiegła w podskokach do sypialni stawiając nas wszystkich na nogi - oto prawdziwa radość! A kiedy już emocje opadły, zaspanym głosem zapytałam - a prezenty są? Młoda zaaferowana tym, że był Mikołaj chyba zapomniała o prezentach, bo pędem pobiegła do swojego pokoju - a potem wróciła rozpromieniona - są Mamusiu! 
Naśladując moją córkę, ten wpis powinnam zacząć mniej więcej tak : "już jeeeeeeeeest! chodźcie, chodźcie, zobaczcie! jest juuuuuuuuuuż" . Jednak, jako że mam trochę więcej lat niż Młoda, zacznę inaczej - Drodzy Czytelnicy, zapraszam Was na moją nową stronę. Zabrzmiało nieco patetycznie. To może inaczej - Jestem dumna z tego, że mogę Wam zaprezentować moje nowe miejsce w sieci - zapraszam Was tam serdecznie. Nie brzmi to najlepiej. To może zacznę statystycznie - Kilkaset minut spędzonych na rozgryzaniu jak działa Wordpress, kilkadziesiąt pomysłów, kilka wersji aby w końcu dojść do perfekcji, aż w końcu jest - moja nowa strona. Zapraszam Was na nią serdecznie. 
Trochę za dużo. To jeszcze wersja "filozoficzna" - nigdy nie jest za późno, aby nauczyć się nowych rzeczy, aby otworzyć się na nowe możliwości i drogi rozwoju. Zostawiam za sobą kolejny blog, przenosząc go na moją stronę - na którą zapraszam i Was! Dobre... a można i tak... usiadła przy biurku i włączyła laptopa. Aromat kawy wypełniał cały pokój, a ona zamyślona włączyła przeglądarkę- cichutkie kliknięcia w klawiaturę m y c a f f.... nie... teraz to mycoffeetime.pl. 



piątek, 25 listopada 2016

Wciągają jak nic innego - seriale

Jednym z moich pierwszych wspomnień z dzieciństwa jest widok mojej Babci i Mamy oglądających "Niewolnicę Izaurę". Patrząc na ten serial dzisiaj - nie pojmuję, jak można było coś takiego oglądać. Ale to były inne czasy... Potem nastała era "Mody na sukces" i "Klanu", "M jak Miłość" i tak dalej... Żeby serial mnie wciągnął, musi mieć "to coś". I nie chodzi tu o przystojnego aktora czy intrygę miłosną typu on ona i ta trzecia, albo ten trzeci, albo inne kombinacje. Nie pociągają mnie też orientalne klimaty, faceci z wąsami i ich tureckie relacje między swoimi niewolnicami w haremie. Nie lubię tez krwawych scen i bezsensownego zabijania. Tak więc do seriali podchodziłam z wielkim dystansem - a jednak - trafiła "kosa na kamień".
Jeżeli już coś oglądam, to najczęściej przy prasowaniu. (w końcu jestem na urlopie /macierzyńskim/, i mam tyyyyyyyyyyle wolnego czasu;) Tą znienawidzoną czynność próbuję sobie umilić na wiele sposobów. I chociaż mam fantastyczne żelazko z osobnym generatorem pary (niezawodny Bosch), to jednak samo za mnie nie wyprasuje. Doszło do tego, że cieszyłam się z góry ubrań do prasowania. Tak. Brzmi niewiarygodnie. A jednak.


Co ciekawe, działanie głównych bohaterów jest sprzeczne z moim kodeksem moralnym i wartościami, które wyznaję - a jednak kibicuję im z całych sił. Jednak w tym serialu wszystko jest po prostu perfekcyjne - gra aktorów, muzyka, ujęcia, światło i fabuła. Wsiąkłam w ten świat i już nie mogę doczekać się kolejnego sezonu...


A w tak zwanym międzyczasie - nie mam co oglądać - przyznam szczerze, że gubię się w gąszczu tych wszystkich seriali - może Wy mi coś polecicie? Jakie są Wasze ulubione seriale?

poniedziałek, 14 listopada 2016

Złośliwość rzeczy martwych

Jest taki jeden przedmiot w mojej kuchni, który nie ma prawa się zepsuć. To nie mikser ani toster, bez czajnika też dam radę. Ale kiedy psuje się ekspres do kawy - uruchamiam alarm III stopnia, porównywalny do groźby wybuchu bomby atomowej. Demonizuję? Nie sądzę....
Pamiętacie tą reklamę - po ilu kostkach czekolady mama się uśmiechnie? W moim przypadku zapytałabym raczej - po ilu łykach kawy Agnieszka się uśmiechnie?



Tak... mój poranek można podzielić na czas przed i po kawie - przed - lepiej mnie o nic nie pytać, nie ruszać, a najlepiej zrobić cappucino i podać mi do łóżka;) Po kilku łykach kawy wraca uśmiech na twarz i nie opuszcza już przez cały dzień. 
Ale dlaczego ja o tym piszę - otóż pewnego pięknego poranka, gdy mgła otulała szczelnie cały świat za oknem a wszyscy domownicy mieli jeszcze 5 minut snu, poczłapałam do kuchni zrobić sobie kawę. Wcisnęłam guziczek i zamiast przyjemnego odgłosu mielenia kawy usłyszałam coś w rodzaju GHHUUFFRMMMRRRRRRR. Możecie sobie wyobrazić przerażenie w moich oczach. Zapaliła się czerwona dioda i ekspres przestał działać. W panice pomyślałam - wyłączę i włączę - z pewnością zadziała. Nic z tego. Wypłukałam młynek, odkurzyłam, wyczyściłam (zresztą robię to co tydzień) - sytuacja się powtórzyła - GHHUUFFRMMMRRRRRRR. Przytomnie poszukałam faktury - ufff jeszcze na gwarancji - zadzwoniłam więc na infolinię i miałam czekać na kontakt ze strony ubezpieczyciela. Dostałam nawet papiery do wypełnienia. Sęk w tym, że po kilku dniach ekspres zamiast swojego GHHUUFFRMMMRRRRRRR - zaczął działać normalnie - nie zacina się ani nie buczy, normalnie robi kawę i spienia mleko. Co za złośliwość! (i co za ironia, teraz wręcz się martwię, że działa normalnie;), I co teraz robić - wysyłać, nie wysyłać go do serwisu? Wyślę - stwierdzą że działa OK i obarczą mnie kosztami. Nie wyślę - skończy się gwarancja (jeszcze 1 mc), coś się popsuje i zostanę z tym sama. Tak...teraz wierzę w złośliwość rzeczy martwych;)

piątek, 11 listopada 2016

Czym jest Święto 11 listopada?

Stałam w kolejce do kasy z moją Małą. Mamo - spytała - czy ja jutro idę do przedszkola? Nie - odpowiedziałam - jutro jest święto 11 listopada, Święto Niepodległości. A co to święto niepodległości? - spytało moje ciekawskie dziecię. 
I co ja miałam odpowiedzieć? Że to święto w którym wszyscy cieszą się z odzyskanej wiele lat temu niepodległości, jednocześnie śpiewając smutne pieśni patriotyczne, że w ten dzień politycy jeszcze bardziej obrzucają się błotem, sprawiają że ludzie pałają do siebie nienawiścią jeszcze większą niż zwykle? A może że w to święto organizuje się wcale nie pokojowe manifestacje z rasizmem, ksenofobią i zastraszaniem w tle?

W to święto - zaczęłam delikatnie - ludzie cieszą się z tego, że żyjemy w wolnym, demokratycznym kraju, w którym nie ma wojny, możemy chodzić do przedszkola i na spacery, możemy się bawić i śmiać. Wspominamy też tych bohaterskich żołnierzy którzy zginęli w wojnie po to, abyśmy teraz mogli szczęśliwie żyć. Abyśmy mogli czytać gazety, chodzić na wybory, kupować co chcemy i gdzie chcemy, a nasz kraj ma rząd który dba o swoich obywateli i działa zgodnie z obowiązującym prawem....
Przysłuchujący się naszej rozmowie starszy pan odwrócił się, popatrzył na nas i powiedział tylko... pobożne życzenia...ale to dziecko, tak trzeba mówić....
No własnie. 
Czym dla Was jest to święto? 


środa, 26 października 2016

Dajcie spokój....

Ile razy zdenerwowaliście się dzisiejszego dnia? 5 razy? 10? Nerwusów w Polsce nie brakuje - a stresujemy się i denerwujemy różnymi rzeczami - od tych prozaicznych (znowu nie zgasił światła w łazience!), po te wyższych lotów (dlaczego zamiast na rowerach, ludzie dojeżdżają do pracy samochodami i zatruwają środowisko!). Zapytano Polaków* co ich tak na dobrą sprawę denerwuje najbardziej. Wyniki raczej nie zaskakują. Na pytanie, co jest powodem największego zdenerwowania, większość odpowiedziała że sytuacja finansowa, sprawy rodzinne i praca. Na dalszych miejscach jest stan zdrowia, polityka i brak kultury u innych ludzi. Zapytani o to, co denerwuje ich u innych, na pierwszym miejscu postawili to, że inni myślą tylko o swoim i rozpychają się kosztem innych. Denerwuje również to, że nie są słowni i że używają wulgarnych słów. Ostatnie pytanie dotyczyło sposobu rozładowania napięcia - i tu wychodzi bardzo prozaicznie większość - stara się zająć czymś w domu, w garażu, uprawia sport, leniuchuje, a także pali więcej niż zwykle, sięga po alkohol, modli się. 
Dlaczego zaczęłam o tych nerwach?


W piątek mamy Dzień Odpoczynku dla Zszarganych Nerwów. W imieniu wszystkich zszarganych nerwów świata apeluję - dajcie im odpocząć - chociaż jeden dzień ;) 


*http://wyborcza.pl/1,76842,13552646,Wkurzony_jak_Polak__Kto_sie_najbardziej_denerwuje.html

czwartek, 20 października 2016

Kilka ciekawostek w sam raz do kawy

Dzisiaj kilka ciekawostek* - w sam raz do poczytania przy kawie:


Czy wiedzieliście, że sernik został wymyślony w starożytnej Grecji? Ponoć podawano go sportowcom podczas Igrzysk Olimpijskich. Swoją drogą, ciekawe czy tamten też był z rodzynkami. Bo ja wszystko rozumiem, ale nie pojmuję, dlaczego do każdego sernika dodaje się rodzynki? Są na świecie ludzie, którzy rodzynek nie lubią - najedli się w dzieciństwie i mają dość na całe życie (patrz ja)






A czy wiedzieliście, że restauracji w Nowym Jorku jest tak wiele, że wystarczy, by każdego wieczoru przez 54 lata jeść kolację w innej. Biorąc pod uwagę, że pewne restauracje upadają a nowe powstają, to można tak spędzić całe życie (czyli do 100-tki)



Pamiętam ją - była tak lekko mojej postury pomnożona przez dwa, z prawdziwym tatuażem przedstawiającym Hello Kitty na ramieniu. Z lekkim obrzydzeniem mieszanym z ogromnym zdziwieniem, patrzyła na to co jem na śniadanie - bo zamiast wybrać z hotelowego bufetu kiełbaski, jajko, fasolkę i słodkie bułeczki, ja jadłam płatki owsiane z orzechami, owocami  i jogurtem. Ja, jak zapewne się domyślacie, patrzyłam na nią podobnie - kto to widział jeść fasolkę na śniadanie?! Mieszkańcy Wielkiej Brytanii jedzą więcej fasoli z puszki niż reszta świata razem wzięta... 


Czy wiecie, kto jest największym producentem opon na świecie? LEGO. Corocznie produkuje ich ok. 360 mln. Do samochodów z klocków oczywiście;)



Wokół receptury Coca-Coli  urosło już wiele legend. Jedna z nich głosi, że tylko dwie osoby na świecie znają jej recepturę. Nie mogą latać tym samym samolotem. Tak na wszelki wypadek....








Amerykańscy naukowcy wyliczyli, że gdyby chciano czytać wszystkie podpisywane "warunki umowy", łącznie z tymi klikanymi w pośpiechu w Internecie, zajęłoby to ok. 600 godzin rocznie....






*pochodzą z kalendarza "zdzieraka", który mam na lodówce, niestety nie ma już pierwszej strony, a co za tym idzie, nie ma ani stopki redakcyjnej ani innych podpisów - stąd brak (wiarygodnego źródła;)

środa, 5 października 2016

Gdzie się podziała najpiękniejsza?

Lubię czytać o silnych i sławnych kobietach. Dzisiaj będzie o (ponoć) najpiękniejszej kobiecie starożytnego Egiptu - Nefretete


Wszystko zaczęło się w lipcu 1920 r., kiedy to kolekcjoner i mecenas sztuki James Simon podarował Neues Museum w Berlinie owo słynne popiersie. Osiem lat wcześniej, Ludwig Borchardt, archeolog pracujący dla Niemieckiego Towarzystwa Orientalnego, odkopał w ruinach staroegipskiego miasta Achetaton pracownię naczelnego rzeźbiarza faraona. Znalazł w niej, prócz wielu innych cennych eksponatów, to gliniane popiersie. Była to "najpiękniejsza z najpiękniejszych. 


Nikt nie wie, dlaczego nie ma lewego oka. I tu historycy prześcigają się w domysłach - a to że rzeźbiarz był jednym z kochanków Nefretete, a to że królowa straciła oko w wypadku, a to, że rzeźbiarz celowo oszpecił swoje dzieło, aby nie obrazić bogów, bo tylko oni tworzą rzeczy doskonałe. Po dokładnym zbadaniu stwierdzono, że lewy oczodół nigdy nie był tak przygotowany, by można tam wprawić masę szklaną imitującą oko. 


Kim ona właściwie była? Tak naprawdę wiadomo o niej niewiele - imię jej oznacza "piękna, która do nas przybyła". Może więc była księżniczką Taduhepą, przysłaną do Egiptu by podtrzymać przyjaźń między mocarstwami? Została żoną starzejącego się faraona, a po jego śmierci, zaaranżowano małżeństwo z synem zmarłego faraona. Inni jednak twierdzą, że była to Egipcjanka, córka szarej eminencji na faraońskim dworze. Jedno jest pewne - jako jedyna królowa w historii Egiptu jest przedstawiana na nielicznych zachowanych płaskorzeźbach w pozach zarezerwowanych dla faraonów, np. zwyciężania lub upokarzania wrogów Egiptu. Miała władzę, wpływy, pieniądze, sławę i... nagle słuch o niej zaginął. Nie wiadomo, co się z nią stało - jak zmarła, gdzie została pochowana. 


Egiptolodzy od wielu lat szukają grobu Nefretete, licząc na wspaniałe skarby, a może i nawet odpowiedź na pytanie, co się stało z królową...
Im dłużej się jej przyglądam, tym mój podziw rośnie. Jeżeli to popiersie jest autentycznym odwzorowaniem wizerunku Nefretete - była po prostu idealna. 100% pewności jednak nie ma - może celowo kazała wyrzeźbić swoją "wersję idealną"? Niemniej jednak, stała się inspiracją dla artystów wszelkiego gatunku - na malarzach zaczynając i na makijażystkach kończąc... A gazeta Dailymail* donosi, że pewna Brytyjka poddała się 51 operacjom plastycznym, wydając łącznie ok 200 000 funtów, aby upodobnić się do egipskiej królowej. Rezultaty oceńcie sami...











piątek, 30 września 2016

sposoby na przeziębienie

Wszystko zaczęło się od niewinnego katarku Młodej. Wiadomo, przyniosła z przedszkola - a przedszkole to istna farma wirusów. No więc Młodej zaczęło kapać z nosa, potem M... narzekał na ból głowy, gardła i katar. A wiadomo...


Na końcu dopadł i mnie - katar morderca odbierający radość życia i wszelką energię do działania. Rykoszetem oberwała i Mała. Jednak u niej katar przechodzi jakoś tak lekko - może jest bardzo odporna, a może dodatkowo ochrania ją fakt, że jeszcze karmię ją piersią. W każdym razie, między jednym a drugim kichnięciem stwierdziłam - tak nie może być! Mimo tego, że zdrowo się odżywiamy, dużo ruszamy na świeżym powietrzu - wirus rozłożył nas na łopatki. I to dosłownie. Zaczęłam więc szukać, pytać to tu to tam o sposoby na odporność. Co człowiek, to inna historia i inny sposób. Raczenie się codziennie jednym ząbkiem czosnku do śniadania lub kolacji zostawiam jako ostateczność. Co do łykania witamin i suplementów diety - jestem raczej do nich nastawiona sceptycznie. Nie tykam, jeżeli ktoś wiarygodny mi nie zaświadczy samym sobą, że działa bez skutków ubocznych. Jeden ze znajomych zaproponował, abym poczytała o terapii witaminą C.


 Ponoć działa - jego przynajmniej żadne chorubsko nie dopada. Im więcej czytałam o tej metodzie, tym większy mam mętlik. Otóż zwolennicy teorii spiskowych twierdzą, że w aptekach witamina ma formę prawoskrętną, która na człowieka nie działa - to ponoć spisek koncernów farmaceutycznych, które to tak naprawdę nie chcą nas wyleczyć. Inni twierdzą, że tylko lewoskrętna działa. Jeszcze inni, że to właściwie nie ma znaczenia - ważne, żeby to była czysta postać witaminy C. Po wpisaniu na popularnym portalu aukcyjnym "witamina C", wyskakuje ok tysiąc pozycji - różne firmy, różne rodzaje, różne kierunki skrętności. I bądź tu człowieku mądry. Czy ktoś z Was może stosował kiedyś terapię witaminą C? Jakieś porady? Ile, jakiej firmy, czy w ogóle warto?

środa, 28 września 2016

Odkładanie w nieskończoność

Swoją pracę magisterską pisałam przez jakieś 8 miesięcy. Uściślając - zbierałam się do tego przez 7 m-cy, a napisałam w niecałe trzy tygodnie. Patrząc z perspektywy, mogłam zrobić to od razu i mieć spokój - a ja pisałam na ostatni moment. Wystarczyło usiąść i zacząć. Takie proste? Takie trudne. A nauka przed sesją? no właśnie...


Wtedy to czułam wewnętrzną chęć umycia okien, posprzątania, ugotowania czegoś wymyślnego - czyli robienia wszystkiego, tylko nie uczenia się. 
Takie odkładanie na później ma swoje dobre strony - literatura naukowa przytacza bowiem przykłady świadczące o tym, że takie działanie jest domeną geniuszy. A. Grant pisze, że odkładając jakieś działanie zwiększamy kreatywność, myślimy dłużej o tym co mamy do zrobienia, Sugeruje, że na dobre pomysły wpadamy spacerując, sprzątając czy robiąc sobie przerwę na kawę. Pierwsze rozwiązania które przychodzą do głowy zazwyczaj są prozaiczne - odkładając pracę pozwalamy wyobraźni na znalezienie czegoś zupełnie innego. 
Jeżeli takie odkładanie na później zdarza się raz na jakiś czas, nie jest to problem. Jednak jeżeli staje się nawykiem nad którym nie panujemy - zaczyna się robić poważnie. Patologiczne odkładanie to zdiagnozowane zaburzenie psychiczne, nazywane prokrastynacją. Psychologowie określają ją jako syndrom Scarlett O'Hary - pamiętacie "Przeminęło z wiatrem"?


Coraz częściej, tę niewinną z pozoru przypadłość określa się jako nową chorobę cywilizacyjną. Obarczeni są nią w jakimś stopniu wszyscy, ale tylko u co piątej osoby przybiera patologiczną formę. Gdy towarzyszy codziennie - ciężko normalnie żyć. 
Słyszeliście o "prawie Rity Emmet"? Jeżeli nie, to na pewno doświadczyliście go chociaż raz na własnej skórze - mówi ono, że strach przed wykonaniem jakiejś czynności zabiera nam więcej czasu i energii niż samo jej wykonanie. Brzmi znajomo? Takie zachowanie wcale nie musi być wywołane obawą przed porażką. To może być również (chociaż dziwnie to brzmi), lęk przed sukcesem. Ten bowiem pociąga za sobą większe wyzwania i oczekiwania. 
Jest jednak grupa osób nazwanych fachowo "prokrastynatorami z wyboru". Oni to odkładają wszystko na ostatni moment, bo po prostu tak lubią. Lepiej im się wtedy pracuje - stres ich mobilizuje, zabierają się do wszystkiego w ostatniej chwili. 
Znalazłam jednak motto, które ustawię sobie chyba jako tło pulpitu na moim laptopie :



*prof. Adam Grant, "How non-conformist change the world"

niedziela, 25 września 2016

Test lustra - czyli czy psy są świadome swojego istnienia?

Test lustra* polega na tym, że na badanym zwierzaku naukowcy umieszczają czerwoną kropkę. Zwierzę patrzy na siebie w lustrze i jeżeli spróbuje dotknąć umieszczonego znaku na swoim ciele - zdało test - jest świadome własnego "ja". Jeśli badany rozpoznaje swoje odbicie, jest świadomy podziału "ja - kontra inni". 


Uznaje się, że istota świadoma ma zdolność empatii.Test ten bez problemu przechodzą szympansy, niektóre ssaki naczelne, kilka delfinów i słoń. W czasie badania psów, okazało się, że lustro zupełnie ich nie interesowało - czasem je tylko obwąchiwały. Mimo tego, że psy nie zdały testu lustra - wykazują bardzo wysoki stopień empatii. Powie to każdy właściciel czworonoga - czy trzeba to naukowo badać? Ano widocznie tak. Rosyjscy naukowcy dowodzą, że psy nie radzą sobie z opisanym wcześniej testem, bo nie są tak czułe na bodźce wzrokowe. Przeprowadzili więc inne testy, nastawione właśnie na zapach - zwierzęta poruszały się po pomieszczeniu w którym ustawiono próbki moczu. Jedna z próbek należała do badanego zwierzęcia. Mierzono, ile czasu potrzebowały psy, aby ocenić wszystkie próbki w pomieszczeniu. Okazało się, że wszystkie psy poświęcały najmniej czasu ocenie własnego moczu. Naukowcy uważają więc, że to jasny dowód na to, że psy są świadome samych siebie. 
Tak sobie myślę, że psy są czasem nawet mądrzejsze od ludzi. Rzeczy oczywistych nie ma potrzeby udowadniać naukowo;) 



*szczegóły pochodzą ze strony www.pap.pl/aktualnosci/news,443280,psy-maja-swiadomosc.html

czwartek, 22 września 2016

uważaj na swoje myśli!

Swego czasu dużo czytałam o technikach wizualizacji - skupiając się na ćwiczeniu cierpliwości i relaksacji. Brzmi surrealistycznie? Wyobraźcie sobie, że macie kiepski dzień, wszystko wkurza - na dodatek Mała zaczyna płakać bez powodu (zapewne przechwytując emocje mamy), Młoda ma dzień "na nie" i wszystko neguje podkreślając swoją indywidualność głośnym krzykiem. W takich sytuacjach nawet filiżanka kawy nie pomaga. I wtedy własnie biorę głęboki wdech, zamykam na moment oczy - jestem na plaży - biały piasek delikatnie grzeje stopy, szum fal uspokaja - słońce, wielki błękit. Słyszę śmiech Młodej, Małej i mojego M. A ja mam chwilę dla siebie... Otwieram oczy i jest lepiej - czuję, jakbym faktycznie odpoczęła. 
Nigdy nie wierzyłam w to, że jeżeli coś sobie dokładnie wyobrażę, to zobaczę to w rzeczywistości. Jednak kiedy byłam na urlopie, zobaczyłam ten sam obraz! Zdecydowanie trzeba uważać na to o czym się myśli - bo naprawdę może się spełnić! 


poniedziałek, 19 września 2016

Mileva Einstein - kto to taki?!

Czy wiecie, że Albert Einstein miał żonę? Ba, nawet dwie! Druga żona była przeciętną kobietą, zupełnie nie interesującą się odkryciami męża. Za to pierwsza...spekuluje się, że była współtwórcą największych odkryć naukowca. Patrząc na to, kim była, trudno nie ulec tej teorii....


Mileva Einstein była piątą kobietą wydziału matematyczno- fizycznego w historii politechniki w Zurychu, jedyną na swoim roku. Tam też poznała późniejszego męża. Bardzo ambitna, uzdolniona matematycznie, już od najmłodszych lat zadziwiała swoją pasją i ambicją naukową. Zaczęła wspólnie pracować z Albertem, rękopisy najważniejszych prac Einsteina podpisane były również jej nazwiskiem. 



Miała nadzieję na karierę naukową, lecz w tamtych czasach kobiecie było niezwykle trudno przebić się przez zdominowany przez mężczyzn świat - po urodzeniu drugiego dziecka, zrozumiała, że nie ma już na to szans. Im Einstein staje się sławniejszy, tym mniej potrzebuje uzdolnionej żony - romans z młodszą kuzynką doprowadza do rozwodu. Biografowie Milevy dowodzą, że jest ona współautorką największych prac Alberta - to ona odpowiadała za matematyczną stronę pracy (Einstein ponoć nie lubił liczyć), W listach odnalezionych po śmierci geniusza, sam pisał do ówczesnej żony  " Ależ będę szczęśliwy i dumny, kiedy będziemy razem i będziemy mogli uwieńczyć sukcesem nasze prace nad względnością ruchu" a ona pisała z kolei do koleżanki "zakończyliśmy prace, które uczynią mojego męża słynnym na cały świat". Po rozwodzie, który poprzedzała idiotyczna umowa małżeńska w myśl której Mileva ma utrzymywać jego dom, nie przeszkadzać mu, wychodzić z pokoju w którym on jest i nie odzywać się nie pytana, była już żona otrzymuje alimenty. A gdyby dostał nagrodę Nobla, całą sumę ma przekazać właśnie Milevie. Ten warunek zadziwił wszystkich - czyżby jednak nie chodziło tylko o pieniądze? Może trzeba było uciszyć byłą żonę, aby przejść do historii jako jedyny autor teorii względności?


* pisząc, korzystałam www.biography.com/people/mileva-einstein-maric-282676

czwartek, 15 września 2016

po-wakacyjne endorfiny

Gdyby kilka miesięcy temu ktoś powiedział mi, że spędzę późne wakacje nad Bałtykiem, zabiłabym go zapewne śmiechem. A jednak. Wszystko zaczęło się od prognozy pogody i niewykorzystanego urlopu. 




Po sezonie nawet u nas jest uroczo - znikają hałaśliwe dyskoteki, ustępując miejsca szumowi fal. Na plaży czysto, miejsc w hotelach i pensjonatach sporo. Dodatkowym atutem były rewelacyjne trasy rowerowe i biegowe - któż by nie biegał w tak sprzyjających okolicznościach przyrody? 



Bo trzeba Wam wiedzieć, że pakując się na wakacje mogę nie zabrać wyjściowej sukienki czy suszarki do włosów-ale buty do biegania muszą być - obowiązkowo! 


Wróciłam własnie z Ustki - opalona, wypoczęta, uśmiechnięta i zrelaksowana. Oby ten stan trwał jak najdłużej!
Idę zobaczyć co u Was nowego:)

wtorek, 13 września 2016

Zakupy a znak zodiaku

Przyjęło się, że kobiety uwielbiają zakupy - moje znajome potwierdzają tę regułę - zakupy to dla nich sposób na odstresowane się, na poprawę humoru. Ja jestem jednak wyjątkiem. Nienawidzę chodzić na zakupy. Kiedy przed obroną magisterki MUSIAŁAM kupić sobie sukienkę, buty i żakiet - odkładałam to w czasie jak mogłam, a gdy chodziłam od sklepu do sklepu - miałam coraz gorszy humor. W przeciwieństwie do mojej ulubionej Teściowej - którą zabrałam ze sobą w charakterze doradcy, a która zakupy wręcz uwielbia. I kiedy po dwóch godzinach chodzenia kupiłam wszystko, w końcu pojawił się uśmiech na mojej zmęczonej twarzy. Lecz wtedy Teściowa zapytała "a torebkę masz?" Taaaaaaaaaa. Jeszcze torebka. Zakupy najchętniej robię w Internecie - wiem czego szukam, znajduję to od razu, zamawiam i mam. Chodzenie, szperanie, kluczenie między działami - to zupełnie nie dla mnie. Zamiłowanie do zakupów nie omija gwiazdy i celebrytki. David Beckham mówił o swojej żonie " Moja żona nie może żyć bez zakupów. Uważa, że wydawanie pieniędzy jest lekiem na wszystkie smutki. Niestety, jej zdaniem, to także najlepszy sposób na uczczenie miłych wydarzeń". Kiedy szperałam w Sieci znalazłam też wypowiedź Gwyneth Paltrow - ona swoje zamiłowanie do drogich zakupów tłumaczy tak: "to rodzaj katharsis. Wchodzisz do sklepu i od razu zapominasz o wszystkich bolączkach. Skupiasz się na tym, co chcesz kupić. Dotykasz, przymierzasz, oglądasz..." Ja tam wolę iść pobiegać - dla mnie to najlepszy sposób na odstresowanie się. Ale ponoć....

Gdy jednak zakupy są naszym ulubionym zajęciem w wolnym czasie, zawsze można zrzucić to na swój znak zodiaku. Bo jeżeli Wasz znak zodiaku to:

BARAN - żyjesz chwilą, masz swój gust, nie jesteś ślepym niewolnikiem mody. Masz swoje zdanie i wiesz, w czym wyglądasz dobrze. Jeżeli jednak coś przypadnie Ci do gustu - kupujesz to bez względu na cenę!
BYK - znasz się na modzie i lubisz śledzić nowości. Jesteś jednak rozsądny i kupujesz tylko to, co nieprędko wyjdzie z mody. Cenisz klasykę, dobrą tkaninę, jakość i ponadczasowość. Chociaż wiesz, że takie rzeczy są najdroższe.
BLIŹNIĘTA - w dziedzinie zakupów ogarnia Cię prawdziwe zakupowe szaleństwo. Zawsze wiesz, co jest na czasie i potrafisz bawić się modą. Łączysz style i kolory w zaskakujący sposób. Potrafisz wydać fortunę w modnych butikach, ale też i grosze w szmateksie.

RAK - nad zakupami zastanawiasz się ostrożnie i długo. Nie lubisz trwonić pieniędzy na rzeczy nieistotne i nie jesteś podatny na działania marketingowców pragnących sprzedać każdą rzecz. Wolisz omijać sklepy z modną odzieżą, aby nie ulegać pokusie.
LEW - jesteś prawdziwą Królową/Królem sklepowych łowów. Uwielbiasz wszystko, co błyszczące, złote, wpadające w oko. Jesteś przekonany, że masz świetny gust, czasem jednak przesadzasz. W dodatkach nie znasz umiaru, w wydatkach na nią również. Musisz mieć wszystko to, co jest trendy, lubisz naśladować styl wypracowany przez gwiazdy.
PANNA - jesteś skromna i z dystansem podchodzisz do mody. Lubisz klasykę i sprawdzone połączenia. Jesteś zawsze schludna i elegancka. Czasem jesteś oszczędna do przesady!
WAGA - jesteś prawdziwą ikoną mody - zawsze modnie i nienagannie ubrana wzbudzasz zachwyt i zazdrość otoczenia. Masz świetny gust i wyczucie stylu. Potrafisz jednak tracić czas i pieniądze, biegając po sklepach w poszukiwaniu upragnionej torebki czy innego drobiazgu
SKORPION - uwielbiasz robić wrażenie, jednak nie jesteś niewolnikiem mody. Lubisz ubrania markowe i oryginalne, dobrą bieliznę czy buty. Nie ulegasz modzie. 
STRZELEC - najlepiej czujesz się w sportowym stylu i wygodnych ciuchach. Nie zamierzasz tracić czasu oraz pieniędzy na bieganie po sklepach. Cenisz sobie jakość i wygodę.

KOZIOROŻEC - twoją dewizą jest najwyższa jakość i styl. Nie lubisz wyróżniać się w tłumie, jednak masz doskonały gust i zawsze potrafisz ubrać się stosownie do okazji. Do sklepu idziesz w konkretnym celu, bo za zakupami raczej nie przepadasz...
WODNIK - jesteś typowym ekscentrykiem. Nigdy nie można przewidzieć, co na siebie włożysz. Cenisz sobie oryginalność i dziwaczne połączenia kolorów i stylów. Śledzisz nowinki i wiesz co jest na czasie, ale i sam chętnie ustalasz nowe trendy. 
RYBY - interesujesz się tym, co w modzie piszczy. Możesz wydać całą pensję na ubrania, które okażą się niepraktyczne i szybko wychodzą z mody. W Twoim wyglądzie bywa, że coś jest nie tak - a to niewyprasowana koszula, a to urwany guzik. Ale Ty zupełnie nie przejmujesz się takimi drobiazgami.

Jak to z takimi horoskopami bywa, należy je oczywiście brać z przymrużeniem oka. Za ikony stylu uważane są przez niektórych Paryżanki - zapytane, na czym polega ich fenomen, odpowiadają "nieważne, jak się ubierzesz, uczeszesz i czy masz świeżo zrobione paznokcie. Najważniejsza jest pewność siebie, energia którą wokół siebie roztaczasz. Wyprostuj się, poruszaj z godnością, a wtedy zawsze będziesz wyglądać świetnie"
Czyli tak naprawdę wszystko zależy od naszych myśli. Więc głowa do góry, uśmiech na twarz i do przodu! 



*wszystkie cytaty pochodzą z portali plotkarskich - nie można dawać im wiary w ciemno;) 
** charakterystyka pochodzi z miesięcznika "Wrożka"wyd. październik 2012 s.25
*** cytat z "Paryski szyk - ikona stylu"

sobota, 10 września 2016

Sposoby na czkawkę

O jeju jeju, pewnie wieje na Ciebie wiaterek, pewnie Ci zimno - usłyszałam od ulubionej Teściowej, którą spotkałam na spacerze w parku. Oczywiście, słowa te nie były skierowane bezpośrednio do mnie, a do Małej, która radośnie wymachiwała gołymi (o zgrozo!) stópkami. To nic, że było gorąco, to nic, że wiatru nie było. Mała miała czkawkę - i ja na to pozwoliłam! (taaaak) Małe dziecko ma czkawkę już w brzuchu mamy, to normalny objaw, który nie powinien nikogo niepokoić. A sama czkawka, idąc za literaturą fachową*, to mimowolny skurcz mięśni wywołujący spontaniczne skurcze przepony. Typowym objawem jest charakterystyczny dźwięk - czknięcie. Skurcze przepony są wywoływane przez stymulację nerwów przepony lub określonych ośrodków mózgowych. Skurcz wywołuje nagły wdech do płuc z równoczesnym zamknięciem głośni, które wywołuje ten znany każdemu dźwięk. 
(vetulani.wordpress.com)
Zazwyczaj owo "czkanie" występuje 2 razy na minutę. Czas jej trwania wynosi kilka minut. Czasem jednak przybiera ona formę przewlekłą, trwającą więcej niż 48 godzin. Powoduje wtedy dyskomfort, zmęczenie, utratę masy ciała, bezsenność i depresję. Księga Rekordów Guinnessa podaje, że najdłużej trwająca czkawka przydarzyła się Amerykaninowi, Charlesowi Osborne'owi, który to mając 28 lat pod wpływem stresu nabawił się czkawki i miał ją, z częstotliwością średnio 20 razy na minutę, przez kolejne 68 lat. Rok po ustaniu tej męczącej przypadłości Osborne zmarł. 


Sposobów na pozbycie się czkawki jest wiele - należy zjeść trochę cukru, albo wypić szklankę wody, albo na chwilę wstrzymać oddech - wszystkie ponoć działają. U mnie czkawka znika wtedy, gdy o niej zapominam. A u Was? 


* W. Krysiak, S. Szabowski, M. Stepień, K. Krzywkowska i inni. Hiccups as a myocardial ischemia symptom.. „Pol Arch Med Wewn”. 

środa, 7 września 2016

perfumy ze skórą i popiołem w tle

Jakiś czas temu pisałam o tym, czym pachnie świat, o tym zwariowanym projekcie możecie poczytać tu:

Uwielbiam czytać o zapachach, o ich tworzeniu, o historiach z tym związanych. Chociaż mój zmysł powonienia nie wyróżnia się niczym szczególnym, to lubię wąchać różne perfumy, zwłaszcza te z pozoru najbardziej zwariowane. I właśnie takim są zapachy Myths for Man i Myths for Woman. 

Uprzedzam, to nie jest wpis sponsorowany, a właściwie to nawet chciałabym aby taki był -
mogłabym wtedy powąchać te intrygujące zapachy. Jednak 945,00 zł za 50ml to dla mnie kosmiczna cena. Co mnie w nich tak zaciekawiło? Zapach. Otóż wersja męska pachnie popiołem i skórą, a wersja damska... mchem, goździkami i narcyzem. Prawda, że ciekawe połączenie? To chyba najdziwniejsze z perfum, o jakich zdarzyło mi się poczytać. 

niedziela, 4 września 2016

Powiedz mi jak pijesz, a powiem Ci kim jesteś

Zacznę od pytania - kto z Was nigdy nie tknął się alkoholu? Patrzę, patrzę...nie widzę. Mam wrażenie, że w naszej kulturze odmawianie alkoholu bez podania przekonywującej przyczyny równa się z ogromnym faux pass. Bo "ze mną się nie napijesz..."


No właśnie... Czasem człowiek potrafi przekonać sam siebie...

Ale koniec końców....
Wracając jednak do tematu. Amerykańscy naukowcy, a konkretnie Rachel Winograd z uniwersytetu w Missouri postanowiła sklasyfikować różne rodzaje pijaństwa. Stworzyła cztery różne typy pijanych ludzi. Oto one: 


Typ "Ernest Hemingway" - to osoba, która po alkoholu właściwie nie zmienia się w stosunku do otaczającego świata. Jest tak samo towarzyski, wesoły, spokojny. Zachowuje trzeźwość umysłu do samego końca imprezy. Dobrze mieć taką osobę na imprezie - przynajmniej mamy pewność, że wsadzi nas do właściwej taksówki wiozącej nas do domu....


Typ Marry Poppins - po alkoholu budzi się nadmierna wesołość, radość i zadowolenie z życia. To tańczący do białego rana optymiści, którzy czują, że swoim entuzjazmem mogą zdobyć cały świat. Uczucie to mija (niestety) wraz z pojawiającym się o poranku kacu...





Typ profesora Shermanna Klumpa - to osoba nieprzewidywalna. Po kilku głębszych zyskuje taką swobodę i wewnętrzną odwagę, że zaczyna wyznawać miłość przypadkowym osobom. Nagle budzi się w nim król parkietu i mistrz konwersacji...oczywiście to wszystko w jego mniemaniu. Bywa niezwykle uciążliwy dla otoczenia. Zwykle niegroźny, jednak nachalny sposób działania sprawia, że wszyscy się od niego odsuwają.


I na koniec najmniej pozytywna postać - typ pan Hyde. W takim typie alkohol ujawnia najgorsze cechy - staje się nieprzyjemny, agresywny. 






Według wspomnianej wcześniej pani profesor, najwięcej osób należy do kategorii Hemingwaya. Sami jednak przyznacie, że ile ludzi, tyle zachowań w stanie wskazującym. Ja, tak powiem Wam między nami, jeżeli już, to spijam się "filozoficznie". Teorie, które potrafię snuć bywają nieziemskie;) A jak tam u Was? 

czwartek, 1 września 2016

Majorelle Blue

Kolorem odchodzącego już powoli, letniego sezonu był Majorelle Blue. Oto jego próbka:
Kolor ten stworzony został ponoć w 1937 roku, przez francuskiego artystę Jacques'a Majorelle'a, który na stałe osiadł w Marakeszu. Tam normalnym było, że okiennice, mury i drzwi były malowane na jaskrawoniebiesko..
(pinterest.com/theculturetrip/morocco/)
Jednak artysta dodał do otaczającego go zewsząd koloru odrobinę głębokiego fioletu. Tak oto powstał odcień, nazywany od tej pory nazwiskiem twórcy. Sami przyznacie, że prezentuje się świetnie, nie tylko na paznokciach...
(en.paperblog.com/majorelle-blue-color-crush-232146)

(www.rosaclandestinoshop.com)

(importsfrommarrakesh.blogspot.com)

(www.blogresendemagazine.)


a jeżeli ktoś myśli, że ten kolor jest "niemęski"... proszę mu to powiedzieć osobiście;)


Piękny ten kolor, właściwie w każdej odsłonie - szkoda, że sezon już minął. Czy ktoś wie, jaki jest kolor nadchodzącego, jesiennego sezonu?!