wtorek, 30 grudnia 2014

komu wróżbę komu....

Koniec roku to czas podsumowań - utwierdzają mnie w tym zarówno prasa jak i inne środku masowego przekazu. Każdy wylicza co się udało, a co niekoniecznie, ile się zarobiło a ile straciło....
Osobiście zrezygnowałam z podsumowań stwierdzając, że to co się wydarzyło, dobrego czy złego, już się nie zmieni - a wnioski z ewentualnych niepowodzeń wyciągam na bieżąco. Także u mnie zawsze "in plus".
Innym, o wiele bardziej elektryzującym tematem są przepowiednie na przyszły rok. Nowy Rok to jeszcze nie zapisana karta - a ta nutka niepewności wzbudza w nas ogromną ciekawość. Moje ulubione pisemko (które nawiasem ostatnio tak zaniża poziom, że zaraz przestanie być moim ulubionym), chyba bierze te sprawy naprawdę na poważnie, bo rubryka z horoskopami na 2015 ma aż 25 stron. Znajoma również podesłała mi horoskop z pewnego portalu, z którego ponoć zawsze się sprawdza. A kiedy w popularną wyszukiwarkę wpisałam frazę "horoskop 2015" wyszło mi 6 290 000 wyników. Jest w czym wybierać....
Po przeczytaniu kilku przepowiedni, podczas których dowiedziałam się, że numerologicznie jestem czwórką, wg kalendarza chińskiego bawołem, wg horoskopu drzewnego jestem klonem, a wg horoskopu kwiatowego wczesną hortensją (a ja myślałam, że jestem tylko człowiekiem;), więc dowiedziałam się wielu interesujących rzeczy, które niejednokrotnie były względem siebie sprzeczne. Bo jak wytłumaczyć fakt, że bawół ma przed sobą ciężki rok, ale klon i numerologiczna czwórka ma fantastyczny?!
Pomyślałam więc że napiszę sobie swój własny horoskop, który z pewnością się spełni...

Tako rzecze wróżka Agnieszka:

Rok 2015 będzie Twoim czasem. Styczeń i luty to czas wyzwań intelektualnych - weź się do roboty najwcześniej jak tylko jest to możliwe. Marzec to dobry czas na nowe projekty - wszystko co w tym miesiącu wysiejesz, obrodzi bardziej, niż się spodziewasz. W kwietniu może pojawić się coś, co zaburzy Twoją pewność siebie i skłoni do głębszych refleksji, tylko od Ciebie zależy, jak to przyjmiesz. Miesiące letnie dobroczynnie wpłyną na Twoje samopoczucie, którego nie zaburzą pierwsze jesienne powiewy. Październik i listopad to dobry czas na wakacje - wtedy odpoczniesz na 100%. Grudzień przywitasz z uśmiechem. To będzie czas dobrych transakcji finansowych i przemyślanych śmiałych rozwiązań. Zamiast grać w totolotka, odkładaj te pieniądze do skarbonki - przynajmniej będziesz miała realny zysk.... 



komu wróżbę komu, bo idę do domu.... ;P 

piątek, 19 grudnia 2014

Z okazji nadchodzących Świąt....

Z okazji nadchodzących Świąt.... nieeee to brzmi, jakbym mówiła o rocznicy ślubu czy o szkolnej akademii z okazji powstania listopadowego.
to może inaczej... Zdrowych, spokojnych, wesołych... tylko o co chodzi z tym wyrażeniem "zdrowych" - czyli co - żeby katarku nie było, żeby nie jeść za dużo, bo brzuch będzie bolał, a może żeby wszystkie kalorie poszły w cycki! hmmm mam wrażenie, że odbiegam od tematu przewodniego, jakim jest Boże Narodzenie.
Niech to będą święta niskich cen! - przeczytałam na jednym z billboardów - zbiło mnie to lekko z tropu - niska cena kojarzy mi się z bylejakością i z tym, że nie trzeba się starać, bo po co?
I na koniec jeszcze jeden irytujący mnie smaczek z życzeń - te życzenia od wszystkich dla wszystkich. A co mówiła babcia z jednej z reklam preparatu na wybielanie? Jak jest do wszystkiego, to jest do niczego....

Z tymi życzeniami to nie jest jednak taka prosta sprawa...

Życzę Wam, aby te nadchodzące Święta były Waszym czasem. Bez względu na to, czy spędzicie go samotnie nad kubkiem kawy i dobrą książką, czy w gronie rodziny i przyjaciół - życzę Wam poczucia, że jesteście tu, gdzie dokładnie chcieliście być i że nie robicie niczego na siłę.






i na koniec tak mi się zrymowało...
Bóg się rodzi!

nic nie szkodzi
i tak Polakom nie dogodzi.... ;]  

niedziela, 7 grudnia 2014

o wyższości widelca nad pałeczkami albo odwrotnie...

Człowiek uczy się całe życie - ostatnio uczyłam się posługiwać pałeczkami. I gdy ogląda się tą czynność - wygląda to banalnie. W praktyce...cóż...
I kiedy tak męczyłam się z tymi pałeczkami zastanawiałam się, dlaczego Azjaci tak utrudniają sobie życie - nie prościej widelcem? O wyższości pałeczek nad widelcem próbowali mnie przekonać Oni...

i prawie im się udało...
Z pałeczkami, to nie jest jednak taka prosta sprawa -  wszystko zaczęło się już za czasów Konfucjusza, który sam będąc wegetarianinem, uważał za ogromny nietakt, gdy ktoś posługiwał się nożem przy stole. Posiłki więc serwowano odpowiednio rozdrobnione. Używanie pałeczek miało jeszcze jeden atut, dietetyczny- człowiek nie da rady chwycić pałeczkami więcej jedzenia, niż jest w stanie pomieścić w ustach. 
Jak się zapewne domyślacie, jest wiele rodzajów pałeczek - które po części świadczą o pochodzeniu czy statusie majątkowym. W przeciętnych domach znajdziemy pałeczki bambusowe i plastikowe, ale w tzw. wyższych sferach bywają pałeczki z kości słoniowej czy nawet ze szmaragdów. 
Żeby nie było tak prosto, używając pałeczek powinniśmy unikać pewnych zachowań - nie można kłaść pałeczek bokiem na górze naczynia, ani przebijać nimi jedzenia, nie jest mile widziane również chwytanie tą samą ręką w której trzymamy pałeczki, szklanki z napojem. Niedopuszczalne jest zlizywanie pałeczek i nagłe pchanie potrawy za ich pomocą....czyż nie jest podobnie z widelcem?!
Moja przygoda z pałeczkami trwa - po godzinie ćwiczeń potrafiłam już podnieść klocek lego mojego dziecka...jest progres;]


 

sobota, 22 listopada 2014

wizualnie bez zmian

My, Polki, w zdecydowanej większości mamy co do siebie za duże wymagania, przynajmniej w kwestii wyglądu. Staramy się świetnie wyglądać w każdej sytuacji, wciąż dążymy do tego wyimaginowanego w sobie, perfekcyjnego "ja" I poniekąd staje się to pułapką - jeżeli ten cel do którego dążymy jest przerysowany.
Wakacje z perspektywą plażowania i pływania niezmiennie łączą się z jednym - koniecznością założenia stroju kąpielowego (albo i nie zakładania go wcale, ale o tym na końcu). A wiadomo, strój kąpielowy jest bezlitosny - pokaże wszystkie Twoje niedoskonałości. Po urodzeniu Małej, moje ciało wciąż wraca do siebie - brzuszkowi jeszcze trochę do "kaloryfera" i kształty lekko się zaokrągliły... do walizki wpakowałam więc tankini w kolorze czarnym /może wyszczupli/, pareo, i jakoś to będzie - pomyślałam. /na szczęście wśród bielizny zawieruszyło się jeszcze bikini....na szczęście/
Dzień 1
ubrana w tankini wyszłam nad hotelowy basen...rozglądam się niepewnie...zobaczyłam dziwną tendencję - im któraś z kobiet była pulchniejsza, tym miała skąpszy strój kąpielowy. Gdy M... bawił się w brodziku z Małą, ja położyłam się na leżaku, poczułam na sobie wzrok kobiety, angielki, bardzo grubej angielki* (z wytatuowanym "hello kitty" na biuście), w bardzo skąpym bikini...patrzyła na mnie...tak jakby ze współczuciem czy politowaniem... o co chodzi?!
Dzień 2
M... tłukł mi do głowy od rana, żebym nie wygłupiała się już tym tankini i założyła bikini - mam fajne ciało, mam nie przesadzać. Szliśmy na plażę - dobra - najwyżej będę chodziła w pareo. Na plaży tendencja podobna co na basenie, stwierdziłam, że nie jest ze mną tak źle (ach te kobiety!)
Dzień 3
przy hotelowym basenie spotykam Grubą Angielkę. I to ona ma skąpsze bikini ode mnie. Z bliżej niewiadomych przyczyn wolimy z M... iść na plażę.
Dzień 4
już bez stresu wskakuję w bikini i owinięta jedynie w pareo podążam na plażę. I śmieję się sama z siebie. Podróże chyba jednak poszerzają horyzonty...a może zwiększają dystans do siebie?
Dzień kolejny po następnym i jeszcze jednym ;)
wynajętym autem pojechaliśmy zobaczyć (podobno) najpiękniejszą plażę na Fuerteventurze. Wczesne popołudnie, Mała zasnęła w spacerówce, więc ja i mój M... rozłożyliśmy się na plaży. Zamknęłam oczy i wsłuchiwałam się w szum oceanu, czułam na sobie ciepło słońca i delikatne muskanie wiatru...gdy do moich uszu dotarło ciche "o nieeeeeeeee" - mojego M... a potem "no znowu!" Podniosłam głowę - ciekawe dlaczego ta babka przyszła na plażę w szlafro...- nie dokończyłam. Owa pani wieku słusznego lekkim gestem zrzuciła rzeczony szlafrok i tak jak ją bozia stworzyła, dziarsko wbiegła do oceanu. Patrzę w prawo - wśród opalających się w strojach, kilka osób leży nago, patrzę w lewo - to samo. Nie była to plaża nudystów. M... stwierdził tylko - żeby to jeszcze jakieś młode laski były...
Dzień ostatni
opaliłaś się jak stara niemka** - usłyszałam od M... Fakt - moja skóra nie ma problemu ze słońcem - opalam się na apetyczny brąz. Dobrze, że wzięłam ze sobą to bikini!
Pięknie tam było...



* przepraszam, jeżeli uraziłam kogoś tym wyrażeniem - jednak poprawność polityczna w pewnych sytuacjach nie działa - bo czasem należy nazwać zjawiska po imieniu. A to naprawdę była gruba angielka (w skąpym bikini)
** czyli na bardzo, bardzo brązowo - zazwyczaj to babki z Niemiec przesiadywały na hotelowym dachu i tam rozwiązując krzyżówki nabierały tego odcienia opalenizny, który aż "skiwerczy". Ja aż tak się nie opaliłam;) M... po prostu mi zazdrości...

wtorek, 18 listopada 2014

z głową w chmurach...

15 dni - bez Internetu, laptopa, radia, telewizji, za to pełne słońca, szumu oceanu, śmiechu mojej Małej i M... odpoczęłam jak nigdy...
i powoli nadrabiam zaległości...

wróciłam :) 


środa, 29 października 2014

przedwyborcze szczęście


Ja to mam szczęście, wprost niebywałe! Ostatnio napisał do mnie Prezes Głównego Urzędu Statystycznego, a teraz - Prezydent mojego miasta! Niestety nic, czego bym wcześniej nie wiedziała, nie napisał. Nie pozdrowił nawet na koniec. Pan Prezydent osobiście chciał mnie i mojego M... poinformować, że 16 listopada są wybory i On mnie na nie zaprasza, jednocześnie, jakby mimochodem, wspomina, ile dobrego to On zrobił dla mojego miasta...
Co więcej, w poprzedni weekend miałam jedyną i niepowtarzalną okazję napić się kawy i zjeść ciastko z kandydatem na Prezydenta mojego miasta, który jest największym konkurentem obecnego. I balonik od kandydatów na radnych mogłam dostać... nie skorzystałam...
Jednak agitacja przedwyborcza dopadła mnie osobiście - wczoraj wieczorem wyszłam na szybkie zakupy, przed sklepem chciałam wyciągnąć wózek, niestety jakoś się zaklinował - wtedy jak z pod ziemi pojawił się pan, który jednym sprawnym ruchem odblokował wózek - podziękowałam mu, a on na to - nie ma sprawy, proszę pamiętać o mnie gdy pójdzie pani do wyborów - i dał mi swoją ulotkę.
Gdy opowiadałam to ze śmiechem mojemu M... On całkiem serio stwierdził - a może ten facet specjalnie tak blokował wózki???
W kampanii wyborczej wszystkie chwyty dozwolone...



Idziecie na wybory?



*wszystkie obrazy made by Sztuczne fiołki

piątek, 24 października 2014

poskładane że aż...

Czy wiecie że dzisiaj jest Światowy Dzień Origami? Też nie wiedziałam...Ta fantastyczna i wciągająca sztuka składania papieru swoje korzenie ma w Chinach, jednak do perfekcji doprowadzili ją Japończycy. Początkowo z papieru tworzono jedynie dekoracje na ceremonie religijne, później rozpowszechniła się wśród wszystkich. Do dzisiaj uczniowie japońskich szkół podstawowych uczą się origami, aby lepiej poznać podstawy geometrii i myślenia przestrzennego. Z założenia  powinno się składać z jednego kawałka papieru, lecz jedna z odmian origami odchodzi od tej teorii - dopuszczając więcej elementów, tworząc tym samym wspaniałe kształty.
Z własnego doświadczenia wiem, że aby stworzyć prawdziwe dzieła sztuki, potrzeba bardzo, bardzo dużo cierpliwości, której mi niestety brakuje...a można stworzyć takie piękne rzeczy, zresztą, zobaczcie sami:


all-that-is-intresting.com


 papercraftcentral.net

en.paperblog.com

funnymama.com

funiacs.com


origamilove.blogspot.com



hfloranext.com


Origami jednak nie wszystkim pasuje...

ladygaga.wikia.com

designcatwalk.com


niedziela, 19 października 2014

(nie)absolutny relaks

Fajną mam Teściową. Wysłała mnie ostatnio na absolutny relaks. Do SPA. I kiedy pani w recepcji dała mi ręczniki i bransoletkę do szatni, pomyślałam, że oto zostawiam swoją prozę życia i nie będę myśleć. O niczym. Taaaa
Usiadłam w saunie – przyjemne ciepło, bardzo ciepło – kropelki potu spływały jedna po drugiej – relaksuję się, „nie myśl o niczym”…powtarzałam sobie. Zapach ziół i zielonej herbaty przyjemnie działał na zmysły… Tylko, czy da się myśleć o niczym? Przecież, skoro myślę o niczym, to jednak o czymś, chociaż jeżeli przyjmiemy że to coś równa się nic, to myśląc o czymś, jednocześnie myślę o niczym… Pętlę myśli przerwał prysznic o wiele mówiącej nazwie „arktyczny deszcz”.
Zostawiłam już te „rozważania o niczym”, przebrałam się w tankini  i poszłam do jacuzzi – było miło, cisza, spokój zmącony jedynie odległym głosem, a raczej dwoma kobiecymi głosami niebezpiecznie zbliżającymi się w moją stronę. Głosy te okazały się dwoma dziewczynami, z których jedna drugiej opowiadała o swoim życiu. Ze szczegółami, których wolałabym nie wiedzieć. No, ale się dowiedziałam – trudno było to ignorować. Kłapały i kłapały. „Moda na sukces” i inne seriale to pestka w porównaniu z tymi opowieściami. Uciekając przed tym weszłam pod arktyczny deszcz następnie pod tropikalną ulewę i bryzę. Ta ostatnia była miła. I kiedy właśnie muskularny pan zapraszał na rytuał saunowy, pojawiła się pani masażystka i zgarnęł mnie do siebie. Masaż był relaksujący do tego stopnia, że nie myślałam nawet o niczym. Najlepszy był jednak czas, gdy już po masażu poszłam do kawiarni – piłam wyśmienitą kawę, delektowałam się doskonałym ciastem czekoladowym i…nikt ode mnie nic nie chciał, nikt do mnie nie mówił, nikt do mnie nie dzwonił…wtedy dopiero dotarło do mnie, jak bardzo potrzebowałam być sama ze sobą….w świętym spokoju…
Gdy wróciłam do domu, moją wyciszoną i zrelaksowaną duszę już od progu zaatakowała moja Mała, mój M… i Teściowa. Już po chwili zapomniałam co to cisza i spokój, ale nie zamieniłabym tej mojej prozy życia za żadne skarby na świecie:) 


piątek, 10 października 2014

powiedz jaki lubisz kolor, a powiem CI kim jesteś...

Kiedy zostałam nominowana do jednej z blogowych zabaw, poproszono mnie o podanie ulubionego koloru - rzecz niby prosta, a zaskoczyła mnie niesamowicie - wcześniej bowiem gustowałam w szarościach i kontrastach - biały/czarny. A teraz? Malinowy i fioletowy. Przyszło to do mnie z tak zwanego "nienacka" (moje ulubione wyrażenie, zawsze się śmieję z niego), po cichu skradając się do mojej garderoby i rzeczy którymi się otaczam. Myślę, że nasze ulubione kolory są w jakimś stopniu odzwierciedleniem naszego charakteru...


Kolor błękitny wyraża pogodę ducha, symbolizuje otwarcie i przestrzeń. Osoby identyfikujące się z tym kolorem są spostrzegawcze i pełni wyobraźni oraz talentów twórczych. Często jednak trudno im się rozluźnić. Inspiruje ich sztuka, muzyka i literatura. Lubią one stwarzać rzeczy, które mogą się przydać społeczeństwu w którym żyją. Mają bardzo dużo wyobraźni. 



Kolor czerwony to pogoda ducha, symbolizuje poszukiwanie czyjegoś spojrzenia. Osoby lubiące ten kolor są ambitne, odważne, energiczne i ekstrawertyczne. Są również dynamiczne, bezpośrednie i hojne. 







Kolor żółty, to odrodzenie, symbolizuje metamorfozę
Osoby lubiące ten kolor są towarzyskie i rozmowne, czasami nawet aż za bardzo rozmowne;). Są to świetni doradcy i sprzedawcy. Cechuje ich otwartość, bystrość i komunikatywność. 





Kolor pomarańczowy, to ujawnienie cierpienia w relacji matka - dziecko, symbolizuje etap przemiany. Osoby lubiące ten kolor cechuje kompetencja, aktywność i niecierpliwość. W swoim życiu lubią porządek i formę. Świetnie sprawdzają się w roli architekta, inżyniera, projektanta lub handlowca. 










Kolor brązowy to ziemia i korzenie, symbolizuje poszukiwanie przeszłości. Osobę wybierającą ten kolor cechuje uczciwość, praktyczne podejście do życia  i uporządkowanie. Można na niej polegać w każdej sytuacji. Jest również niezwykle uczciwa. 






Kolor szary, to anonimowość, symbolizuje poszukiwanie jednorodności.Osoby lubiące ten kolor cechują się pasywnością, są zestresowane, nadmiernie obciążone i nie zrealizowane. 








Kolor zielony, symbolizuje poszukiwanie samego siebie, zmianę miejsca. Osobę lubiącą ten kolor cechuje życzliwość i chęć służenia innym. Jest bardzo spostrzegawcza i współczująca. 







Kolor fioletowy, wyraża uwolnienie energii, symbolizuje poszukiwanie dynamizmu. Identyfikacja z tym kolorem mówi, że osoba ta jest pełna intuicji i uczuć, jest wielkoduszna ale i władcza. Czasem kryje się w cieniu, czasem zaś jest szlachetna i lubi być "na świeczniku"






Kolor biały, wyraża odnowę, symbolizuje zmianę. Osobę lubiącą ten kolor cechuje egocentryzm, samotność i niskie poczucie własnej wartości. 










Kolor czarny, to ochrona siebie, symbolizuje poszukiwania osobiste. Osobę lubiącą ten kolor cechuje silny charakter, samodyscyplina, silna wola i niezależność.







Kolory mają również ogromny wpływ na nasze emocje - dlatego też tak ważne jest umiejętne dobranie barw w przestrzeni w której pracujemy, żyjemy na co dzień...ale o tym innym razem. 

pisząc ten tekst korzystałam z: "Gesty, które leczą" Regine Zekri - Hurstel, materiałów zamieszczonych na stronie www.kolorystyka.pl, 

środa, 8 października 2014

jesień? mnie to nie dotyczy!

Chociaż data w kalendarzu uparcie wskazuje na to, że mamy jesień, to na moim balkonie wciąż lato...
Pomidory zasadzone wiosną wciąż dają owoce - idealne do sałatki,















kwiaty wdzięczą się do słońca...






i nawet truskawki zakwitły po raz kolejny w tym roku...


i gdzie ta jesień? ;)




środa, 1 października 2014

List dostałam i to od kogo!

Wczoraj otrzymałam list - i to jaki! Właściwie, to nie pomyślałam nigdy, że taka osoba może mi przysłać cokolwiek. Tą osobą jest... Główny Urząd Statystyczny, a właściwie jego prezes we własnej osobie. Okazało się, że pan prezes jest bardzo ciekawski - chce bowiem wiedzieć, co robiłam, gdzie wyjeżdżałam i ile wydałam na moje wakacje. Informuje mnie równocześnie, że mam niesamowite szczęście, bo mój adres zamieszkania został wylosowany spośród wszystkich mieszkańców całego naszego kraju... /może powinnam zagrać w totolotka, z takim szczęściem!/ I jeszcze to - "udział w badaniu jest bardzo istotny, aby mógł powstać pełny i rzetelny obraz podróży mieszkańców Polski" - koniec cytatu.
Niezwykle ciekawski ten GUS - bo tak naprawdę, po co im te informacje? Moje wakacje - moja sprawa. Poza tym, choć podano, że informacje podane przeze mnie nie będą wykorzystywane do innych celów niż analizy i opracowania statystyczne, to jakoś w to nie wierzę. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że coraz bliżej nam do Orwellowskiego Wielkiego Brata.... 



czwartek, 25 września 2014


Zostałam nominowana do "Libster blog award" przez właścicielkę bardzo ciekawego bloga mojewnetrza.bloog.pl . Nominacja zobowiązuje, więc czym prędzej odpowiadam na zadane mi pytania. Oj, nie jest to łatwe zadanie...

1. Jaki jest Twój ulubiony autor/autorka i za co go/ją cenisz?
przeczytałam już w życiu tyle, że trudno mi jednoznacznie stwierdzić, kto jest moim ulubionym autorem - zmienia się to wraz ze zmianami zachodzącymi w moim charakterze, w moim życiu. Obecnie lubię wracać do Mistrza i Małgorzaty Bułhakowa - książka oczarowała mnie i wprawia w zachwyt za każdym razem gdy po nią sięgam. Lubię również całą serię Świata Dysku Pratchetta. Poznaję również świat stworzony przez Lema - powoli wsiąkam w niego... 


2. Preferujesz elegancki, kobiecy styl czy raczej sportowy look?
myślę, że wszystko zależy od sytuacji - przecież nie pójdę biegać w pełnym makijażu i szpilkach ;) Elegancki styl jednak jest mi bliższy.

3. "Jesteś tym, co jesz"- czy zgadzasz się z tym powiedzeniem?
wydaje się, że to co jemy ma wpływ na nasze życie - na nasze zdrowie, samopoczucie a co za tym idzie - relacje z innymi. Jednak nie brałabym tych słów dosłownie - przecież nie jestem kawą (?)

4. Jaki kraj,miejsce, które zwiedziłaś zrobiło na Tobie największe wrażenie?
mam nadzieję, że wielkie podróże są jeszcze przede mną - a co do już zobaczonych miejsc - zachwyciły mnie krajobrazy północnej części Norwegii - zapierały dech w piersiach - nie chciało się wracać do domu...

5. Czy mogłabyś mieć w domu węża?
raczej nie, węże niech żyją u kogoś innego.

6. Twój ulubiony kolor.
malinowy. Odkryłam to ostatnio dziwiąc się niesamowicie, bo zawsze podobały mi się zimne kolory - a tu malina. Jak to się człowiek zmienia...

o rany, jeszcze 5...

7. Choleryk, sangwinik, flegmatyk czy melancholik- jakim typem osobowości
jesteś?
jestem mieszanką tych wszystkich typów osobowości - wszystko zależne od sytuacji...

8. "Paulo Coehlo " Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości"- czy się z tym zgadz
i tu się zamyśliłam - pytanie tendencyjne - myślę że nie kocha się za coś czy po coś. Kocha się kogoś i...już! 

9. Jesteś kierowcą? Lubisz prowadzić samochód?
tak, jestem kierowcą, uwielbiam prowadzić samochód - chociaż stojąc w korku potrafię się nieźle wkurzyć...

10. Samotność czy niedołężność- co Cię bardziej przeraża?
oczywiście że niedołężność - samotność o wiele łatwiej przezwyciężyć.

11. Czy lubisz wypowiadać się na forach internetowych?
nie, myślę że inni mają o wiele ciekawsze rzeczy do powiedzenia. 

Poddając się konwencji zabawy jaką jest nominacja  "Libster blog award", powinnam teraz nominować kolejne blogi które cenię i wymyślić kolejne 11 pytań. Wybiegnę jednak poza ten schemat - najbardziej cenię Was, Drodzy Czytelnicy i to Wam chciałam zadać trzy pozornie łatwe pytania:

1. Co DOBREGO u Was słychać?
2. Czego się dzisiaj nowego nauczyliście?
3. Gdybyście mieli wybrać jedno słowo charakteryzujące i obejmujące swoim zakresem wszystko to, co jest dla Was ważne, co to by było za słowo? 

to co, podejmiecie wyzwanie? odpowiadajcie w komentarzach =) 

poniedziałek, 22 września 2014

nadrabiam zaległości

Odpoczywałam na moim Końcu Świata, unikając komputera, ciesząc się wspaniałą, słoneczną pogodą. A potem mój M... porwał mnie i Małą na weekend - niespodziankę - mamy co świętować - stuknęła nam 5 rocznica ślubu :)


Schodzę już na ziemię, melduję że jestem i nadrabiam zaległości. Trochę się tego nazbierało...nawet zostałam nominowana do nagrody - hohoho! 

czwartek, 11 września 2014

zapach imbiru i pomarańczy

Deszcz dudni o parapet, przypominając mi że lato już się skończyło. Jakoś szybko w tym roku - nie zdążyłam nacieszyć się w pełni słońcem i sielską pogodą. Tak jakby lato przeszło za moimi plecami pokazując mi teraz język na pożegnanie. Trudno. Wczoraj ścięte zioła /wiem, trochę za późno, ale lepiej późno niż później/, suszą się już nad oknem kuchennym, a w całym domu rozchodzi się zapach imbiru, pomarańczy i dyni - dzisiaj na obiad zupa dyniowa. Kawa kusi zapachem, niedokończona książka kusi tym co będzie dalej...a w mojej głowie tysiące pomysłów na to co robić...żeby tylko nie prasować. Bo chociaż mam świetne żelazko, którym prasuje się doskonale, to jednak sam fakt, że będę musiała wykonywać tak nudną czynność jaką jest prasowanie, pozbawia mnie ostatnich kropli motywacji do działania. I nawet, gdybym próbowała ze sobą walczyć - walka ta i tak byłaby z góry skazana na przegraną. Z kubkiem kawy lecę na "Kongres futurologiczny"

środa, 3 września 2014

zioła? jestem na tak!

W dobie leków "na każdą chorobę" ogólnodostępne zioła zeszły na drugi plan, jeżeli nie na margines. Najczęściej spożywane są w postaci kapsułek - kojarzycie te denerwujące reklamy w radiu? że na paznokcie, na choroby intymne, na włosy, na oczy...itd. Czasem mam wrażenie, że te kapsułki nawet koło prawdziwych, dobroczynnych ziół nie stały... Wczoraj czułam się trochę nieswojo - zrobiło mi się zimno, zaczęłam kichać, poczułam się słaba. Już miałam sięgnąć po jakiś lek na przeziębienie, gdy mój wzrok padł na okno w kuchni - a tam w doniczce na parapecie oprócz mięty, tymianku i bazylii jest szałwia. W lodówce znalazł się świeży imbir i cytryna, a w szafce miód. Napar z szałwii i imbiru był doskonały - wzbogacony sokiem z cytryny i miodem (gdy już nie był bardzo gorący), smakował wyśmienicie - lubię ten ostry smak imbiru i szałwii - a dzisiaj wstałam jak nowo narodzona.
Moje balkonowe ziółka sprawiły mi jeszcze jeden powód do uśmiechu - zdjęcia ich wysłałam na konkurs do Jadwigi z ziołowo.pl i niespodziewanie zajęłam drugie miejsce... 



A wracając jeszcze do mieszanki imbiru, szałwii, cytryny i miodu - przyznam szczerze, że wcześniej do takich naparów ziołowych podchodziłam z wielkim dystansem, po co, skoro są gotowe leki? Teraz zadaję inne pytanie - po co stosować leki, skoro kurację można zacząć od tego, co daje nam Matka Natura? A jeżeli ta kuracja nie pomoże, zawsze są leki farmakologiczne...Jak to się człowiekowi zmienia... 

wtorek, 26 sierpnia 2014

filiżanki z...historią

Słucham koncertu smyczkowego popijając kawę. Już dawno nie miałam czasu na taką chwilę... Kawę popijam z filiżanki, która zapewne ma swoja historię - jest biała, z delikatnym motywem kwiatowym - znalazłam ją razem z dwoma identycznymi w sklepie z "ekskluzywną odzieżą" i pomyślałam, że muszę je mieć. Kosztowały zawrotną sumę...6 zł. Zaszalałam...



Gdyby rzeczy mogły mówić, zapewne opowiedziałyby niejedną historię. Są biernymi obserwatorami naszego życia codziennego. Widzą nas wtedy, gdy chcemy być widziani, ale i wtedy, gdy wolimy zostać w domu sami ze sobą. Czasem im się obrywa, czasem są już niepotrzebne, wyrzucane. Czasem mają też drugie życie, a może trzecie? Lubię takie "rzeczy z historią" - odzywa się tu uciszona przez prozę życia i realizm, romantyczna część mojej natury. 
Bywa i tak, że filiżanka sprawia że uśmiech nie schodzi z twarzy przez całe popołudnie - tak było z prezentem niespodzianką od blogowej koleżanki Jadwigi z ziołowo.pl - dostałam właściwie cały zestaw - filiżanka, porcelanowa łyżeczka, mini tarka do czekolady i...coś do robienia wzorków na mlecznej piance... kawa smakuje wyśmienicie..




Bo to, w czym pijemy kawę, ma znaczenie...prawda? 

wtorek, 19 sierpnia 2014

dekoratorskie dylematy

Zaczęło się od...dziury w ścianie. Poprzedni właściciele naszego mieszkania mieli chyba za dużo wyobraźni i wizji a za mało praktycznego podejścia - bo owszem, przedpokój zdobi niebanalna półka połączona z lustrem, sprawiająca że wnętrze jest estetyczne, ładne i inne niż wszystkie. Ale nie pomyśleli, że ta "instalacja" zasłoni jeden z odpowietrzników centralnego ogrzewania. Przez kilka lat nic się nie działo aż...zalało. Szybka interwencja, fachowiec popatrzył krytycznym okiem na zabudowaną półkę i stwierdził...dziurę trzeba wyciąć, to płyta, to można i nożem. Odpowietrznik naprawimy, a pani sobie tą dziurę czymś zasłoni...
Jako się rzekło - dziura została. Niby niewielka, ale denerwuje - czym by tu zasłonić.... kwiaty odpadają, nie ma tam za dużo światła, a sztucznych nie lubię. Zdjęcia? eeeee, nie pasują. A może jakaś kratka? i zamalować? Nie będzie to pasowało. W końcu olśnienie - żyd! Powiesimy i po sprawie.
Spieszę wyjaśnić, że daleko mi do rasistowskich wyczynów, tęczy też nie chcę podpalać. Ale jak głosi przysłowie "Żyd w sieni, pieniądz w kieszeni", a wiadomo, każdy pieniądz się przyda. Z tym obrazkiem żyda to nie jest jednak taka prosta sprawa -musi być na nim postać żyda liczącego pieniądze, najlepiej jeszcze trzymającego jedną monetę w lewej dłoni, obrazek ma budzić pozytywne emocje. I tu zagadka - na jednym z popularnych portali aukcyjnych owszem, są takie obrazki, ale większość trzyma pieniążek w prawej dłoni...czyżby jakiś spisek?. W końcu znalazłam - idealny na przykrycie dziury. Słuchając dalej porad, muszę przykleić na odwrocie 1 grosz, aby przyciągał więcej /to może od razu przykleję 100zł?!/, a następnie powiesić w przedpokoju po lewej stronie. Wykonać to ostanie mogę tylko w piątek albo w Sylwestra - a że do Nowego Roku jeszcze trochę, poczekam cierpliwie do piątku.W każdą sobotę należy obrazek przekręcić w lewę stronę, aby od nowego tygodnia pieniądze spływały do domu strumieniami...
Tyle o żydzie przyciągającym pieniądze. A gdyby ktoś chciał przyciągnąć zdrowie, należy zaopatrzyć się w "żyda z cytrynami" /swoją drogą, nie mogli zrobić tego na jednym obrazku?!/

piątek, 15 sierpnia 2014

burza zmusza do...czytania!

Burza to nie jest to, co lubię najbardziej - wyładowania atmosferyczne budzą we mnie lęk przed potęgą żywiołu, przed mocą Matki Natury. A bardziej przyziemnie - w obawie przed ewentualnym "spaleniem" sprzętów elektronicznych - wyłączyłam z gniazdek rzeczy najważniejsze - radio, ekspres do kawy i...internet. Był wieczór, Mała spała, w domu zrobiło się cicho, tylko deszcz grał wielkimi gradowymi kroplami po szybie i grzmot huczał jak szalony, roznosząc się po całym niebie.
Wzięłam ulubioną gazetę, potem krzyżówkę i gry logiczne, poukładałam rzeczy już dawno nie układane, jednym słowem zabrałam się za to, co zawsze gdzieś mi uciekało, bo były ważniejsze rzeczy. A potem wpadła mi w ręce książka kiedyś pożyczona, a jeszcze nie przeczytana. I gdyby nie fakt, że musiałam wstać razem z moim dzieckiem koło 6:00 rano następnego dnia, czytałabym ją całą noc ... jest genialna! 


czwartek, 7 sierpnia 2014

czas pierogów

Zachciało mi się pierogów. Nie takich z owocami sezonowymi, ale...ruskich. Stwierdzenie odrobinę niepoprawne politycznie zważywszy na fakt, że rękami, nogami i "lajkami" popieram akcję "jedz jabłka na złość..." sami wiecie komu. W każdym razie - pierogi za mną chodziły już trochę. Zrobić - filozofia wprawdzie żadna, ale ile roboty... w każdym razie nie jest to moje ulubione zajęcie.
Dzisiaj pomyślałam - to jest ten dzień - akcja pierogi! Nie patrząc na znaki na niebie i ziemi, mając za nic padający rzęsiście deszcz - kiedy wracałam ze sklepu do domu /kto w lecie nosi parasol??!!/, ku uciesze mojej Małej, zabrałam się do dzieła. (Mała uwielbia gdy coś się sypie, lepi - jednym słowem bałagani - miała pole do działania i wykorzystała je w stu procentach) Ja zresztą też - farszu jak zwykle zrobiłam za dużo, więc i ciasta trzeba było dorabiać - zrobiłam prawie 100 sztuk. I kiedy już większą część zamroziłam, drugą podpiekłam z cebulką...jakoś przeszła mi na nie ochota. Człowiek się narobi i nie ma smaku aby to zjeść...ot paradoks. Mój M...był wniebowzięty, gdy pochłaniał również moją porcję ;] 

środa, 30 lipca 2014

powakacyjny splin (nie)kontrolowany

Było sielsko i miło, ale...się skończyło. Powrót do siebie powitałam z radością, jak to mówią - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.
Ale nie wszyscy mają tak wesoło - powrót z urlopu może być traumatycznym przeżyciem, ba, może doprowadzić nawet do depresji! Podobno najbardziej dotyka to mieszkańców Wielkiej Brytanii-  aż 83 proc. Anglików po powrocie z wakacji ma pogorszony nastrój, a 36 proc. osób nie może skoncentrować się na niczym innym niż rozpamiętywanie minionego wyjazdu. Naukowcy z jednego z holenderskich uniwersytetów przeprowadzili test: wzięli pod lupę 5 tys. dorosłych mieszkańców Holandii, z których 974 wyjechało wypoczywać, a reszta została w domu. Zaobserwowali, że u zdecydowanej większości nastrój po powrocie z wakacji niemal natychmiast, bo w ciągu jednego dnia lub dwóch, wracał do poziomu sprzed urlopu. Uczestnicy eksperymentu wyjeżdżali zestresowani i zmęczeni, po powrocie czuli się dokładnie tak samo. Jaki jest lek na taką "powakacyjną depresję"? Naukowcy znów podpowiadają - oglądanie zdjęć z wakacji, opowiadanie o nich, zrobienie czegoś dla siebie, rozpoczęcie nowego kursu lub sportu. Czyli coś, co po prostu zajmie nasze myśli.
Sama po powrocie czuję tylko zderzenie z prozą życia. Ciekawe co na to powiedzieliby naukowcy ;) 

czwartek, 24 lipca 2014

fotografie z "końca świata"

Odpoczywam na moim "końcu świata" - Mała jest zachwycona dużym ogrodem i zwierzakami nieodstępującymi ją na krok. A ja ładuję baterie i...w końcu wzięłam do ręki aparat - już nie pamiętam kiedy robiłam zdjęcia od tak dla przyjemności. A dzięki ciekawości mojego dziecka, które musi wszystko dotknąć /i zapytać "a co to"/, uchwyciłam całkiem ciekawe kadry... 









Jest ktoś, kto swoim głośnym zachowaniem budzi mnie bladym świtem - nie jest to sąsiadka śpiewająca od rana, nie jest to też przejeżdżający samochód, to po prostu...



Fajnie tu :)