wtorek, 28 kwietnia 2015

jak to dogoniliśmy Amerykanów

W ostatnim czytanym przeze mnie wydaniu GW* znalazłam artykuł, który całkowicie przeczy mojemu wyobrażeniu o Ameryce, a właściwie, o tym "Amerykańskim śnie". Czytamy bowiem, że "Ponad 46 z 300 mln Amerykanów żyje poniżej progu ubóstwa. To bieda nowoczesna: z telewizorem i smartfonem, ale bez ubezpieczenia, wakacji, zdrowego jedzenia. Bez żadnych planów i perspektyw. W stresie i niepewności"  Zawsze wydawało mi się, że gdzie jak gdzie, ale w Ameryce zawsze jest szansa na życie w przyzwoitych warunkach i na dobrym poziomie. I nie pomyślałabym, że nasze społeczeństwo tak szybko w tym ubóstwie dogoni Amerykanów. Mam znajomych, którzy mają małe mieszkanie, On pracuje, Ona wychowuje dziecko. Patrząc z boku, radzą sobie świetnie - wielki telewizor plazmowy, każdy ma po najnowszym Samsungu, markowe ubrania, zabawki...lecz to tylko przykrywka, bo wciąż słyszę, że nie mają pieniędzy, że kredyty, że nie ma na podstawowe rzeczy, że brak perspektyw. Inna znajoma z kolei chcąc wynagrodzić dzieciom brak ojca, kupowała im zawsze najdroższe zabawki i najlepsze ubrania. W pętlę kredytową wpadła dość szybko, dzisiaj komornik nachodzi ją w pracy (choć nie ma takiego prawa, tak nawiasem). I jeszcze moja "ulubiona" historia przeczytana na jednym z portali społecznościowych - w pewnej rodzince wiodło się nie za dobrze, mieli coraz większe długi, więc ojciec wziął miesiąc urlopu bezpłatnego, wyjechał do Niemiec, zarobił trzy razy tyle ile zarobiłby w Polsce, wrócił, pożyczył jeszcze tysiąc złotych i kupili ogromną plazmę.
O co tu do jasnej ciasnej chodzi?! Po co te wszystkie drogie rzeczy, skoro brakuje na podstawowe? Przecież każdy z nas ma zdrowy rozsądek, który powinien włączyć się we właściwym momencie - hej, przekalkuluj, czy Cię na to realnie stać!
A może to ja niewłaściwie postrzegam świat? 




*wszystkie przytoczone cytaty pochodzą z  GW Magazyn Świąteczny 18-19 kwietnia 2015, autor artykułu - Maciej Jarkowiec str 24-25.

sobota, 25 kwietnia 2015

latający problem

Mam problem z gołębiami. W pełni zauważyłam to dopiero wtedy, gdy te małe śmierdziele, wróć, gdy gołębie rozgrzebały mi ziemię w doniczkach ustawionych na balkonie. I wydziobały wszystkie wsadzone poprzedniego dnia nasiona, srając, znaczy zostawiając kleksy dosłownie wszędzie. Śmierdziele, znaczy gołębie, na dobre już zadomowiły się u niechluja, znaczy mojego dalszego sąsiada, na balkonie. Balkon ten wygląda jak...wyobraźcie sobie, że krakowski rynek nigdy nie był sprzątany z gołębich odchodów...tak wygląda ten balkon, tylko w skali mikro. (uprzedzając późniejsze pytania, nie, Sukiennic  nie ma na tym balkonie;)) Kiedy słyszę, że mamy coraz mniej ptactwa, śmiech mnie ogarnia, bo na sąsiadującym balkonie gruchających gołąbków aż nadto. Nie zrozumcie mnie źle, ja nie mam nic przeciwko śmierdzielom, znaczy gołębiom, jednak jako sąsiedzi są niezwykle uciążliwi.
Poszperałam tu i tam, sposobów na pozbycie się śmierdzieli, znaczy gołębi jest dosyć sporo. Smarowanie balkonu octem nie wchodzi jednak w rachubę, nałożenie siatki, ze względów estetycznych też nie (czułabym się jak więzień we własnym mieszkaniu), kolce na parapecie też mnie odstraszają, zresztą, sama widziałam, jak w innym miejscu gołębie zrobiły sobie w nich gniazdo. 

Czytałam też o specjalnych dźwiękach imitujących drapieżne ptaki. Śmierdziele jednak szybko się do tego przystosowują. Z balonami, na których namalowane są wielkie oczy sowy też się póki co wstrzymam. Za jedyne 267 złotych z przesyłką, mogę nabyć sztucznego sokoła w locie. Nie jestem aż tak zdesperowana.
Póki co, na balustradzie zawiesiłam stare płyty CD, czekam też na dwa sztuczne kruki (o wiele tańsze niż wspomniany wyżej sokół w locie), które przysiądą i będą odstraszać śmierdziele, znaczy gołębie. Aha, i barierkę posmarowałam delikatnie olejkiem zapachowym - ponoć też działa. I na koniec, macie jakieś sprawdzone sposoby na przekonanie gołąbków, aby mój balkon omijały szerokim łukiem?! 


środa, 22 kwietnia 2015

Ja z tych "niewstydzących się"

Ostatnio rozmawiałam z dawno nie widzianą znajomą - pochwaliła moją apaszkę, sugerując, że chyba z jakiegoś markowego sklepu (tu podała nazwę, ale jej nie przytoczę), bo szybko zaprzeczyłam, z uśmiechem stwierdzając, że kupiłam ją w dyskoncie. Aga - zapytała z powagą - to u Was już tak źle, że musicie tam robić zakupy?!. Pytanie kompletnie zbiło mnie z tak zwanego tropu. Myślałam, że przekonanie o tym, że w dyskontach robią zakupy tylko najubożsi, to zwykły polityczny kit. A jednak. Spieszę donieść, że nie jest u mnie źle, a w dyskontach robię zakupy, bo mam najbliżej - głównie rzeczy spożywcze, ta apaszka to jak zwykle "przy okazji";).
Postrzeganie dyskontów nie dawało mi jednak spokoju. Poszperałam w "internetach" i znalazłam ciekawe opracowanie* Otóż - bez względu na jedne z najniższych zarobków w UE, zakupów w dyskontach i posiadania niemarkowych rzeczy w szafie wstydzi się co szósty Polak. Co więcej, zakupów w tego typu sklepach najbardziej wstydzą się gospodynie domowe, za nimi bezrobotni i pracownicy umysłowi. Jeżeli jeszcze spojrzeć na przekrój ze względu na miejsce zamieszkania, najbardziej wstydliwi pod tym kątem są mieszkańcy miast powyżej 200 tys, a liderami pod tym względem są wg. badań, mieszkańcy stolicy. Badania pokazują również, że dla osób w przedziale 60 - 65 lat, zakupy w dyskontach pozostają symbolem statusu, wstydzi się ich bowiem jedna trzecia osób po sześćdziesiątce.
Statystyka statystyką, a życie...pokazuje swoje. 




*dane pochodzą z serwisu bigdata.pl

niedziela, 19 kwietnia 2015

kto świętuje imieniny?!

Jutro mam imieniny. Samo świętowanie imienin zawsze było dla mnie lekko podejrzane. Bo taki Jan czy Mieczysław, świętować musiałby kilka razy w roku, a już na pewno co najmniej raz w miesiącu. Świętowanie imienin to nie tylko domena Polaków, ale też Niemców, Bułgarów, Greków, Szwedów, Czechów, Węgrów i Łotyszy. W naszym kraju, podobnie jak w Niemczech, są jednak regiony w których świętowanie imienin to zwyczaj mało popularny, gdyż z racjonalnego moim zdaniem punktu widzenia, najważniejsze są urodziny. Tymi regionami jest Górny Śląsk i Kaszuby. Same imieniny, to zwyczaj świątecznego obchodzenia dnia świętego lub błogosławionego z chrześcijańskiego kalendarza lub innego dnia, tradycyjnie przypisywanego temu imieniu.Od tej reguły są jednak wyjątki, w Szwecji oficjalną listę imienin publikuje Królewska Szwedzka Akademia Nauk.
Gdyby tak świętować imieniny Agnieszki, to miałabym imprezę 21 stycznia, 2 marca, 20 kwietnia, 13 maja, 20 września, 16 listopada i 24 listopada. Zwyczajowo jednak przyjęło się, że imieniny obchodzi się w dniu wypadającym jako pierwszy w kolejności po urodzinach. Nigdy nie świętowałam imienin, chociaż, gdy pytałam moją Mamę, dlaczego Ona obchodzi tylko imieniny a nie urodziny, odpowiadała z uśmiechem, że jak będę starsza, to zrozumiem. I po tej "traumatycznej" trzydziestce już rozumiem. Z okazji imienin nikt nie przypomina Ci, ile skończyłaś właśnie lat ;) 

i na koniec suchar...


czwartek, 16 kwietnia 2015

aaaaaaaaaaa psik!

Wiosna, i to taka zwariowana jak ta za oknem, sprzyja przeziębieniom. Ze wszystkich stron słyszę porady - ubieraj się odpowiednio do pogody, wychodź na spacery, zdrowo się odżywiaj, w produkty bogate w witaminę C, B, cynk, żelazo i selen. Uprawiaj sporty, nie poddawaj się stresowi, wysypiaj się. Co niniejszym czyniłam a i tak mnie złapało. Katar morderca złapał za nos i nie odpuszcza. I oczami wyobraźni widzę stado wirusów atakujących moje obolałe gardło...a na pocieszenie, trochę uśmiechu...



aaaaaaaaaaaaaaaa psik! 

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

zwykła data, a jednak...

Są takie chwile w życiu człowieka, gdy zatrzymuje się na moment, popada w refleksję, i... pogrąża się  w jedynej w swoim rodzaju urodzinowej rozpaczy. Z punktu widzenia osoby postronnej, osoba popadająca w tego rodzaju rozpacz jest bardzo zabawna, a zachowanie jej, tak irracjonalne, będzie zapewne przedmiotem wielu śmiesznych anegdotek opowiadanych na spotkaniach towarzyskich. I to wszystko będzie szalenie zabawne, dopóki samemu nie wpadnie się w taki urodzinowy splin. Są różne sposoby na wyjście z tego marazmu, najlepiej to po prostu obśmiać. Co niniejszym czynię. Moja fryzjerka opowiedziała mi ostatnio zabawną historię, jej teść, gdy skończył 60 lat, przez kolejne dziesięć, na pytanie, ile ma lat, odpowiadał (jakby nie było, zgodnie z prawdą) "Skończyłem 60"
I chociaż dzisiaj kończę o połowę mniej, to jakoś tak...
Moje uprzedzenia, co do tych kolejnych w moim życiu urodzin, nacechowane są pewną dozą stereotypowego myślenia. Że w pewnym wieku coś się kończy, że pewnych rzeczy już nie wypada. A kiedy człowiek przypomni sobie, jak postrzegał osoby w tym wieku, kiedy sam był dzieckiem lub nastolatkiem...taka stara! to jedno z najbardziej łagodnych określeń.
Bo wszystko w życiu chyba zależy od puntu widzenia, w którym aktualnie się znajdujemy.
Wszak "zmiana kodu z przodu" nie znaczy właściwie nic - oprócz metryki. A i tak mamy tyle lat, na ile się czujemy. Ważne, żeby ciągle się chciało chcieć. Bo jak się już nie chce, to jest źle. 

Zauważyliście, że jeszcze nie napisałam wprost, ile mam lat? Nie może mi to jeszcze przejść przez gardło. Ani przez klawiaturę. No dobra. Wdech, wydech. Dzisiaj są moje.... ekhem.... że tego... 30 urodziny.
uffffffff

Z tejże okazji, życzę sobie zdrowia i nieopuszczającej mnie pogody ducha.
a że uwielbiam kwiaty, to jeszcze dołączę to...

Wznieście dzisiaj toast za moje zdrowie....oczywiście filiżanką ulubionej kawy;)

czwartek, 9 kwietnia 2015

Przepraszam, czy...

Stałam jak ten cieć, pod marketem, obok tych wielkich koszyków, które można odczepić tylko za pomocą pieniążka, a właściwie odpowiedniego nominału pieniądza.
Przepraszam bardzo... zagadałam do oddającego właśnie wózek faceta - lecz ten, nawet nie patrząc na mnie burknął coś w rodzaju idź do diabła.
Druga, trzecia osoba, a ja przecież chcę tylko....
Przepraszam bardzo, czy ma pani... zaczepiona pani postanowiła wejść mi w słowo i powiedzieć co myśli - jak Ci nie wstyd, młoda, dobrze ubrana, i jeszcze prosi o pieniądze?!!! Wstyd!
Zgłupiałam. Chciałam tylko zapytać, czy ma pani zamienić całą złotówkę albo dwa złote, bo ja mam same drobne, a potrzebuję duży wózek...
Tym razem to pani zgłupiała. Oczywiście, proszę. Następnym razem, niech pani od razu mówi! Bo wie pani, tych wszystkich tutaj tyle się kręci. Tych cieci. 
Nie chciałam dodawać, że to ta baba weszła mi w słowo.
Gdy opowiedziałam znajomym, jak to jak ten cieć stałam pod tym marketem, usłyszałam sprawdzony patent - wystarczy patyczek po lodach, taki szerszy i mogę zapomnieć o wszystkich drobniakach świata. Sprawdzone, działa ;]



wtorek, 7 kwietnia 2015

trudna polska języka

Po świątecznym obżarstwie zapraszam na gimnastykę! Spokojnie, nie chcę być "Trenerką wszystkich Polek", nie zamierzam również konkurować z innymi instruktorkami fitness, które, (swoją drogą) wyrastaj jak grzyby po deszczu. Zapraszam do popracowania nad swoją dykcją... bo czasem bywają z nią kłopoty...



    (absolutnie boski kabaret Potem, Wywiad z Panem Arturem)

Różne są sposoby na wyćwiczenie dykcji - bo tego można się nauczyć. Ja proponuję poczytać urocze wierszyki i frazy, koniecznie na głos!
Gotowi?
Warszawa w żwawej wrzawie w warze wrze o Warszawie.
Pan ślepo śle, panie pośle!
Strzelec Strzałkowski wystrzelił nie celując, lecz strzaskał strzałą gałąź nie ustrzeliwszy cietrzewia*

to była rozgrzewka, teraz dopiero się zacznie...


BYCZKI
W trzęsawisku trzeszczą trzciny,
trzmiel trze w Trzciance trzy trzmieliny
a trzy byczki znad Trzebyczki
z trzaskiem trzepią trzy trzewiczki.


CHRZĄSZCZ
Trzynastego, w Szczebrzeszynie
chrząszcz się zaczął tarzać w trzcinie.
Wszczęli wrzask Szczebrzeszynianie:
- Cóż ma znaczyć to tarzanie?!
Wezwać trzeba by lekarza,
zamiast brzmieć, ten chrząszcz się tarza!
Wszak Szczebrzeszyn z tego słynie,
że w nim zawsze chrząszcz BRZMI w trzcinie!
A chrząszcz odrzekł niezmieszany:
- Przyszedł wreszcie czas na zmiany!
Drzewiej chrząszcze w trzcinie brzmiały,
teraz będą się tarzały.


i mój faworyt...pamiętaj, tego tekstu nie czyta się w myślach, tylko na głos! ;)

TRZNADLE
W krzakach rzekł do trznadla trznadel:
- Możesz mi pożyczyć szpadel?
Muszę nim przetrzebić chaszcze,
bo w nich straszą straszne paszcze.
Odrzekł na to drugi trznadel:
- Niepotrzebny, trznadlu, szpadel!
Gdy wytrzeszczysz oczy w chaszczach,
z krzykiem pierzchnie każda paszcza!


i już w ramach relaksu...


MUSZKA
Mała muszka spod Łopuszki
chciała mieć różowe nóżki
- różdżką nóżki czarowała,
lecz wciąż nóżki czarne miała.
- Po cóż czary, moja muszko?
Ruszże móżdżkiem, a nie różdżką!
Wyrzuć wreszcie różdżkę wróżki
i unurzaj w różu nóżki!**


Idąc za Trenerką wszystkich Polek - jestem z Ciebie bardzo dumna! Mam nadzieję, że zobaczymy, wróć, przeczytamy się jutro!




*   ćwiczenia pochodzą ze strony zegartiktaka.pl
** ćwiczenia pochodzą ze strony pglukowa.szkolnastrona.pl


piątek, 3 kwietnia 2015

Wielkanocne życzenia

Zanim w kuchni rozpocznie się prawdziwe zamieszanie, bo...


a wielkanocne jaja zaczną marudzić, że tatuaże nie te....

aż w końcu, wszystkie baranki, kurczaczki i inne takie będą się kłócić, które pierwsze do koszyczka...

Chcę Wam złożyć życzenia. Ze Świętami Wielkanocnymi zawsze mam problem, bo nie chcąc sprowadzać ich do święta kurczaczków i króliczków, jak to można wywnioskować  z wielu kartek świątecznych, nie sposób otrzeć się chociaż o istotę zmartwychwstania. A tego tak naprawdę jeszcze nie zrozumiałam. 
Życzę Wam radosnych Świąt Wielkanocnych, niech wiara i nadzieja, odrodzą się w Waszych sercach, przynosząc spokój i harmonię.

a potem...