niedziela, 31 maja 2015

Cafe Cortado

Do tego wpisu zainspirowała mnie właścicielka bloga Moja Ameryka. W jednym z komentarzy wspomniała o kawie Cortado. Wstyd się przyznać, ale o takiej nie słyszałam. Jeszcze większy wstyd poczułam, gdy przeczytałam, że tą kawę serwuje się we wszystkich dobrych kawiarniach na Wyspach Kanaryjskich - byłam na jednej z nich podczas poprzednich spóźnionych wakacji, i nie piłam takiej! Lekką ulgę przyniósł jednak fakt, że ten rodzaj kawy serwuje się zazwyczaj na Teneryfie - ja byłam na Fuerteventurze. Postanowiłam jednak, mimo wszystko nadrobić zaległości...
Poszukując przepisu na kawę Cortado przekopałam kilkanaście stron, które w mniej lub bardziej poważny sposób mówiły o kawie. I muszę stwierdzić (poprawcie  mnie proszę, jeżeli się mylę), że nie ma jednego przepisu na tą kawę - co region, ba, co restauracja, to inny sposób podania. To ja podam ten najbardziej oczywisty- przygotujcie:
- 1 porcję espresso
- 1 porcję mleka zwykłego, spienionego
- kilka łyżek mleka skondensowanego
- (ewentualnie ajerkoniak, ale o tym później)
Wykonanie - do szklanki (w oryginale ma być z metalowym uchem, czy jakoś tak), na dno wlewamy podgrzane lekko mleko skondensowane, na nie wlewamy espresso i przykrywamy porcją spienionego mleka  zwykłego. W smaku jest niebywale słodka - normalnie nie słodzę kawy, więc mleko skondensowane zasłodziło mi świat. Idealna na leniwe niedzielne popołudnie!


czwartek, 28 maja 2015

wprost w depresję

Wpadł mi ostatnio w ręce jeden z polskich tygodników publicystycznych, chwalących się już na okładce, że jest najczęściej cytowany. Przeglądając go, wpadłam w bardzo ponury nastrój. Nie znalazłam tam ani jednej pozytywnej wiadomości, ani jednego artykułu z dobrym przesłaniem.
Owszem, może trochę odzwyczaiłam się od telewizyjno- prasowego podawania faktów. Na co dzień słucham w radiu, albo czytam w Internecie tylko to, co mnie faktycznie interesuje, a nie przytłacza. Gdyby tak kosmita wziął do ręki ten tygodnik i na podstawie jego zawartości, chciał się przekonać, co dzieje się u nas w kraju, zapewne załamałby się kompletnie i poleciał do innej galaktyki. Bo już z okładki zadają nam pytanie "czym chcą nas kupić", potem przedwyborcze "pitu pitu", niskie emerytury, straszenie Rosją, straszenie Macierewiczem i Kukizem, oskarżanie aktualnej partii rządzącej i opozycji też, narzekanie na oddalający się wciąż wiek emerytalny, doradztwo w sprawie emigracji, Polska na sprzedaż, rozczarowanie UE, nieciekawa sytuacja na Bałkanach i w Grecji... aaaaaaaaaaa! uciekam.
Ja wiem, że nie ucieknę od tych problemów. Zdaję sobie również sprawę, że żyjąc w tym kraju, powinnam wiedzieć, co się dzieje, bo to ma bezpośredni lub pośredni wpływ na moje życie. Rozumiem, że wokoło nie dzieje się najlepiej - wystarczy posłuchać ludzi o czym mówią. Nie dziwię się już teraz, dlaczego wszyscy wokół narzekają - gdy coś powtarzają Ci w TV, prasie i Internecie, a ty w to przyjmujesz bezrefleksyjnie, przejmujesz niejako ten styl i...narzekasz na wszystko. Nie wierzę, że w naszym kraju dzieją się tylko złe rzeczy - ale te chyba lepiej się sprzedają....

poniedziałek, 25 maja 2015

Ja to mam magnes na "dziwnych" ludzi...

Siedziałam na ławce, zaczytana w jakiejś gazecie. Z niedaleka dobiegł mnie dźwięk "pufff pufff pufff". Zdziwiona, oderwałam wzrok od lektury i zamarłam. Wpatrywały się we mnie wielkie, niebieskie oczy- "jestem pociągiem" - powiedział. "mam na imię Tomas".
Nie od dzisiaj wiem, że przyciągam specyficznych ludzi, ale to było  mistrzostwo świata...
Tomas kręcił się niespokojnie, raz po raz patrząc na mnie ukradkiem. Podszedł bliżej, zaczął mi się przyglądać z nieukrywaną ciekawością..."czy ty jesteś pociągiem?" zapytał. Hmmm - o ile wiem, to jestem człowiekiem. "A co to masz?!" wykrzyknął widząc moje pomalowane paznokcie... "jeden różowy, drugi fioletowy...i znowu różowy!" wyjaśniłam, że to lakier do paznokci...
"Mama pomalowała, gdy spałam" - dodała moja Mała robiąc kolejną babkę w piaskownicy. Tomas stwierdził tylko "aha" i pojechał wykrzykując puffff puffff puffff...
Dzieciom to jednak wolno więcej...
Bo gdyby tym Tomasem był dorosły....



piątek, 22 maja 2015

nietypowe karaoke

Na każdym kroku dziwię się światu. Ale tak pozytywnie. Ostatnio byłam z moim M... w biurze podróży, gdzie pani czytała nam to, co sami mogliśmy przeczytać i zdawała się nie zauważać faktu, że nie wie o czym tak naprawdę mówi. Tuż po wyjściu M... podsumował - takie " Powerpoint karaoke". eeeee że co?
Nie dawało mi to spokoju - bo co to karaoke, to oczywiście wiem, chociaż nigdy nie byłam na tyle pijana, aby wyjść na scenę i zaśpiewać solówkę. Ale że power point? Wiesz, co robią programiści i administratorzy po konferencji czy jakimś zjeździe?- spytał M...  Hmmm grają w Quake czy Diablo? Nie...oni grają właśnie w Powerpoint karaoke. Wygląda to mniej więcej tak - wybierana jest jedna osoba na sali, wychodzi na środek i czeka na losowo wybraną prezentację i...musi ją poprowadzić. Dodam, że tematyka jest przypadkowo - nieprzypadkowa. Taki programista dostanie prezentację działalności mózgu, a taki statystyk, o życiu mrówek w Amazonii....
Gdy to tak opisuję, wydaje się to być drętwe i jakieś dziwne..(każdy ma jakiegoś bzika...), ale gdy pooglądałam kilka filmików z takich imprez, posłuchałam opowieści osób które brały w tym udział...to musi być naprawdę fajna zabawa! 




wtorek, 19 maja 2015

Chcesz ochrony? Chroń się sam!

Ostatnio wchodzę na popularny portal społecznościowy, a tam znajoma mojego dalekiego znajomego (której nie znam i nie mam wśród znajomych), opublikowała zdjęcie, które ten daleki znajomy polubił, a to wyświetliło się z kolei u mnie. (to, czyli informacja że on polubił to zdjęcie oraz samo zdjęcie). I nie zwróciłabym na to uwagi, gdyby nie fakt że było to zdjęcie dyplomu ze studiów wyższych.
Na wspomnianym wcześniej dyplomie, z dumnym opisem jak to owa urocza osóbka ukończyła pedagogikę z wynikiem dobrym, były jej imiona, nazwisko, data urodzenia, miejsce urodzenia i PESEL. Czy muszę wspominać, co z takimi danymi można zrobić?

Może gdybym nie pisała pracy na temat ochrony danych osobowych, nie byłabym na to tak bardzo uczulona. Może gdybym nie czytała jak hakerzy wykorzystują głupotę ludzi, nie denerwowałoby mnie to tak bardzo...
Im bardziej zagłębiam się w zawiłości prawa ochrony danych osobowych w naszym kraju, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że są one...fikcją. W dzisiejszym szalonym świecie, bardzo trudno jest zachować swoje dane osobowe tylko dla siebie. Na każdym kroku podsuwają nam świstki ze znaną klauzulą "wyrażam zgodę na przetwarzanie danych....itd". Jedno jest jednak pewne, nawet z najlepszym prawem, warto włączyć myślenie. Swoje myślenie.



sobota, 16 maja 2015

Ogarek? a z czym to się je?!

Gdzieś usłyszałam to stare przysłowie " Bogu świeczka, a diabłu ogarek", w głowie od razu zapaliła mi się czerwona lampka - a co to ten ogarek? Pytanie irracjonalne dla jednych, z powodów oczywistych, dla mnie wydawało się w pełni zasadne. Ja naprawdę nie wiedziałam, co to ten ogarek. Otóż ogarek, to nic innego jak mały, niedopalony kawałek świecy* Ale jak ma się to do sensu przysłowia? Inne źródła podają, że chcąc dojść do pierwotnego sensu, należy pochylić się nad jego łacińską wersją, które znaczy mniej więcej "jednemu ofiaruję, by pomagał, drugiemu, by nie szkodził"**. I to ma sens. Z pewnością większy, niż wersja z tym ogarkiem. W literaturze występują również inne wersje tego przysłowia: "Panu Bogu lichtarz a diabłowi świeczka," Bogu służ a diabła nie gniewaj", "do Pana Boga się módl a diabła nie obrażaj."
Potem trafiłam na wiele teologicznych rozważań na temat tego przysłowia, dziwiąc się w duchu, że to niepozorne przysłowie może tak rozpalać teoretyków. Jeżeli pozwolicie, nie przytoczę tu tych wszystkich wynurzeń, nie są kompletnie potrzebne do wyjaśnienia co to ten ogarek. A o to przecież mi chodziło najbardziej....



*   http://sjp.pwn.pl/
**  Księga przysłów, przypowieści i wyrażeń przysłowiowych polskich 

środa, 13 maja 2015

Nominacja

Jakiś czas temu Weronika nominowała mnie do "Liebster blog award", dając mi tym samym nagrodę za świetne prowadzenie mojego bloga. Za nominację bardzo dziękuję i na tym bym poprzestała, jednak chcąc wejść w ramy tej zabawy, muszę odpowiedzieć na 11 pytań zadanych przez Weronikę. W końcu się zebrałam....
Kogo podziwiasz? Kto jest Twoją inspiracją?
Trudno powiedzieć jednoznacznie, (już przy pierwszym pytaniu wysiadłam) - podziwiam ludzi silnych i dokonujących w życiu tego, na co nie odważyłoby się większość z nas. Tacy ludzie mnie również inspirują i motywują do działania. 
Czy masz drugie bądź trzecie imię?
Tak, mam drugie po Babci a trzecie po pewnej Świętej, która swoimi przemyśleniami porwała cały świat. Ku dobroci oczywiście;]
Kolor ścian w Twojej sypialni to…
zawsze bawią mnie nazwy kolorów wymyślanych przez producentów farb - obecnie na ścianach w sypialni mam "tajemnicę gejszy" i "waniliowy sen". 
Książka, którą możesz mi polecić.
Moja ulubiona "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa. Już wiosna, czas więc do niej wrócić...
Czy masz takiego bohatera z filmu/książki/serialu z którym się utożsamiasz?
Myślę, że nie mam takiego bohatera. Gdyby tak pozbierać, to jestem miksem wielu postaci, a tak naprawdę, jestem sobą :)
Czy w przyszłości pokażesz swojego bloga dzieciom?  A może już to zrobiłeś?
Póki co, moja urocza trzylatka nie rozumie za bardzo co to jest blog, ale w przyszłości? Nie wiem, zobaczę, co pokaże życie.
Wymień trzy płyty, które wpłynęły na postrzeganie świata przez Ciebie
Z pewnością było to "Gospel" Lao Che, "Lazaretto" Jacka White (te brzmienia, co ten facet robi z gitarą(!);), "Gain Steps" John Coltrane (po prostu odpływam....i płynę). O muzyce to ja mogę gadać i gadać, więc trzy wystarczą. 
Gdzie planujesz spędzić najbliższe wakacje?
Mamy wiele planów, które zweryfikujemy zapewne w ciągu kilku najbliższych dni. Nie lubimy jeździć tam, gdzie już byliśmy, więc świat nam się niebezpiecznie kurczy;)))
Jak wyglądałby Twój idealny dzień?
Cóż, każdy mój dzień jest (prawie)idealny ;P
Jak to się stało, że piszesz bloga?
zaczęłam pisać tak dawno, że nie pamiętam swojej pierwotnej motywacji...a potem jakoś tak poleciało i ciągnie się do dzisiaj. Zawsze lubiłam pisać. 
Ha! Wróćmy do dzieciństwa! Jakie przezwisko Cię prześladowało?
Przyjmijmy, że nie pamiętam. I tej wersji będę się trzymać;] 

Kolejnym krokiem w tej zabawie jest wyznaczenie kolejnych 11 blogów i zadanie nowych, 11 pytań. Pozwólcie jednak, że w tym aspekcie wyjdę poza utarte ścieżki i zadam Wam, Drodzy Czytelnicy, 3 pytania, o których odpowiedź poproszę umieścić w komentarzach...
1. Czego się dzisiaj nowego nauczyłaś/łeś?
2. Co ostatnio wprawiło Cię w zachwyt?
3. Jeżeli nie chcesz otwarcie przeklinać, jakie stosujesz "zamienniki"?





niedziela, 10 maja 2015

muzeum niespełnionych marzeń

Rzadko oglądam reklamy w telewizji, ale ta o której napiszę, zapadła mi w pamięć. Rzecz dzieje się w muzeum, lecz bardzo osobliwym, bo muzeum niezrealizowanych marzeń. Przewodniczka oprowadza po kolejnych ekspozycjach - instalacja "Majorka" - przedstawiająca porzucone klapki na piasku, kompozycja remont, rzeźba przedstawiająca samo-kręcącą się kierownicę, symbolizująca porzucone marzenia... To wpis o muzeum. Muzeum niespełnionych marzeń. Chyba każdy takie ma, ukryte gdzieś głęboko w sobie. Ja również. Jest tam kilka eksponatów, które już na dobre pokrył kurz, stoją w zapomnianych salach moich wcześniejszych wyobrażeń o życiu. Są jednak też takie, które odkurzam i po prostu wyrzucam z tego muzeum - bo to marzenie zrealizowałam. Jest ich coraz więcej!
Mam jednak nadzieję, że w tym moim własnym muzeum niespełnionych marzeń, zawsze będzie stał jakiś eksponat - w końcu spełnianie własnych marzeń to jeden z motorów do działania...Czyż nie?




czwartek, 7 maja 2015

Nie wiedziałam, ale już wiem!

Stare przysłowie mówi, że "szewc w dziurawych butach chodzi". I coś w tym jest - chociaż mój M... jest doskonałym programistą i informatykiem, swojego laptopa musiałam sformatować sobie sama. Bo...On nigdy nie ma czasu. A że komputer przyprawił mnie już o kilka zawałów serca, gdy nagle miał kaprys i nie chciał się włączyć albo też nie pokazywał wszystkich dysków, musiałam wziąć sprawy w swoje ręce. (zawały te były potęgowane faktem, że większość notatek ze studiów robię właśnie na nim i nigdzie nie więcej nie archiwizuję...tak, wiem, lekkomyślność).
Pomyślałam sobie, że przecież taki format nie może być trudny - umiem upiec torcik cytrynowy z opalanymi bezami, zrobię świetną wiśniówkę i wyrecytuję większość kodeksu cywilnego z pamięci. To z formatem sobie nie poradzę?!
tak...
Zaczęłam bardzo przytomnie od zgrania sobie Wszystkich Ważnych Rzeczy. Na szczęście dosyć szybko wpadłam na pomysł, aby nie robić tego przez pen-driva, a przez sieć - na inny komputer. Metodą prób i błędów utworzyłam jakoś połączenie sieciowe i do dzieła. Na moje nieszczęście Wszystkie Ważne Rzeczy trochę ważyły. Drugi komputer kilkakrotnie strzelał więc focha, pokazując mi "blue screen" i dając do zrozumienia, żebym się wypchała. Nie z takimi fochami miałam jednak do czynienia, więc niezrażona kopiowałam dalej. Kiedy cała procedura w końcu dobiegła końca, zaczęłam w myślach wyliczać, co jeszcze będzie mi potrzebne. I wydawało się, że pomyślałam o wszystkim. Wydawało się....
Komputer trzy razy pytał mnie, czy aby na pewno chcę wykonań format. Tak, chcę. Klik i ....już. Mając całkim nowy system, zaczęłam od ściągnięcia sobie wszystkich dawnych programów... na pierwszy ogień poszedł komunikator - ściągnięcie programu zajęło chwilę, lecz zalogowanie się do niego...trwa nadal. Za nic nie mogę przypomnieć sobie hasła. Ze Skype niby poszło łatwiej, hasło owszem, znam, ale teraz to Skype ma ze mną jakiś problem i nie chce się uruchomić. A tak właściwie, to niepotrzebne było kopiowanie tych moich Wszystkich Ważnych Rzeczy, bo po zalogowaniu się na moje konto oprogramowania, nagle wszystko znalazło się z powrotem na moim dysku. Kiedy ze zdziwieniem opowiadałam o tym mojemu M..., opisując jaką walkę stoczyłam kopiując te pliki, stwierdził tylko...to nie wiedziałaś? Ech, faceci....
Ano nie wiedziałam, ale już wiem ;] 







poniedziałek, 4 maja 2015

Pozytywnie nakręceni

Lubię sobie czasem poczytać poradniki. Ten, który dostałam w prezencie na swoje urodziny, ogólnie rzecz ujmując traktuje o pozytywnym myśleniu i o zmianie swojego życia na lepsze. Autor w jednym z akapitów przekonuje " Stwórz grupę, z osób, które mają podobne pozytywne nastawienie do życia co ty. (...) Mogą być młodsi lub starsi, tak naprawdę nie ma to znaczenia. Najważniejsze wymogi, które te osoby powinny spełniać to pozytywnie mentalne nastawienie i ogólnie optymistyczna postawa życiowa. Powinni mieć własne cele, nad realizacją których codziennie pracują. Powinni być otwarci na nowe idee i ciekawi świata. Powinni wierzyć w rozwój osobisty... "*
Rozejrzałam się wokoło, pomyślałam o ludziach, których spotykam codziennie i...trudno jest mi znaleźć osobę, która by spełniała wszystkie wyżej wymienione przesłanki łącznie. Po co ta grupa? Autor książki wskazuje, potwierdzając niejako stare przysłowie "z kim przestajesz, takim się stajesz", gdy na co dzień przebywamy z pesymistami, w końcu sami zaczniemy narzekać, gdy planując coś, zawsze słyszysz "nie uda ci się, nawet nie próbuj", to w końcu w to uwierzysz. Stąd, należy mieć taką "grupę wsparcia", która nakieruje Cię w chwilach zwątpienia na właściwe tory, która zainspiruje cię do działania, będzie motywowała. Czytając przytoczony wyżej akapit, zdałam sobie sprawę, jak mało jest w ludziach takiego "pozytywnego nakręcenia". Albo inaczej - jak mało jest wśród nas wiary w lepsze jutro, nadziei, że faktycznie wszystko się zmieni na lepsze, chęci do działania - do podejmowania nowych wyzwań, aż w końcu do życia - a nie tylko do biernego obserwowania prozy życia i biadolenia, jak to ten czas leci i jak go mało. Czas korzystać z każdej chwili. I nie ma wykrętów! (tak, poradnik spełnił swoje zadanie, nakręcił mnie pozytywnie;)


*cytat pochodzi z książki "Zmień myślenie zmienisz swoje życie" autor Brian Tracy.

piątek, 1 maja 2015

Obywatelki i Obywatele...czy jakoś tak...

Dzisiaj kolejna rocznica wejścia naszego kraju do Unii Europejskiej. Pomijając wszelkie za i przeciw tego faktu, chciałam się skupić na...hymnie Europy. Każde dziecko zapewne wie, że jest to finałowa kantata z IX symfonii Ludwiga van Beethovena. Z racji tego, że UE jest wielojęzyczna, oficjalny hymn posiada jedynie wersję instrumentalną, opracowaną przez Herberta von Karajana. Polskim przekładem słów hymnu Friedriecha von Schillera zajął się Konstanty Ildefons Gałczyński. Jak mówił w Polskim Radiu prof. Andrzej Lam* "Unia Europejska nie zatwierdziła żadnych słów jako kanonicznych. W praktyce powstały parafrazy w językach narodowych, często odbiegające od oryginału i na ogół redukujące dość bogate środki poetyckie Schillera" Polski przekład "Ody do radości" dokonano na potrzeby Filharmonii Narodowej już w 1950 roku. Wspomniany wcześniej autor polskiej wersji, hasła oświeceniowe i religijne zastąpił uniwersalnymi pojęciami.
Dobrze, że muzyka przekracza wszelkie bariery językowe - możemy słuchać jej w oryginale;)

(zobaczcie sobie ten filmik...naprawdę warto!)






*pełna rozmowa do odsłuchania o tu: klik