Fajną mam Teściową. Wysłała mnie ostatnio na absolutny
relaks. Do SPA. I kiedy pani w recepcji dała mi ręczniki i bransoletkę do
szatni, pomyślałam, że oto zostawiam swoją prozę życia i nie będę myśleć. O
niczym. Taaaa
Usiadłam w saunie – przyjemne ciepło, bardzo ciepło – kropelki potu spływały jedna
po drugiej – relaksuję się, „nie myśl o niczym”…powtarzałam sobie. Zapach ziół
i zielonej herbaty przyjemnie działał na zmysły… Tylko, czy da się myśleć o
niczym? Przecież, skoro myślę o niczym, to jednak o czymś, chociaż jeżeli
przyjmiemy że to coś równa się nic, to myśląc o czymś, jednocześnie myślę o
niczym… Pętlę myśli przerwał prysznic o wiele mówiącej nazwie „arktyczny
deszcz”.
Zostawiłam już te „rozważania o niczym”, przebrałam się w tankini i poszłam do jacuzzi – było miło, cisza,
spokój zmącony jedynie odległym głosem, a raczej dwoma kobiecymi głosami
niebezpiecznie zbliżającymi się w moją stronę. Głosy te okazały się dwoma
dziewczynami, z których jedna drugiej opowiadała o swoim życiu. Ze szczegółami,
których wolałabym nie wiedzieć. No, ale się dowiedziałam – trudno było to
ignorować. Kłapały i kłapały. „Moda na sukces” i inne seriale to pestka w
porównaniu z tymi opowieściami. Uciekając przed tym weszłam pod arktyczny
deszcz następnie pod tropikalną ulewę i bryzę. Ta ostatnia była miła. I kiedy
właśnie muskularny pan zapraszał na rytuał saunowy, pojawiła się pani masażystka
i zgarnęł mnie do siebie. Masaż był relaksujący do tego stopnia, że nie myślałam
nawet o niczym. Najlepszy był jednak czas, gdy już po masażu poszłam do
kawiarni – piłam wyśmienitą kawę, delektowałam się doskonałym ciastem
czekoladowym i…nikt ode mnie nic nie chciał, nikt do mnie nie mówił, nikt do
mnie nie dzwonił…wtedy dopiero dotarło do mnie, jak bardzo potrzebowałam być
sama ze sobą….w świętym spokoju…
Gdy wróciłam do domu, moją wyciszoną i zrelaksowaną duszę już od progu
zaatakowała moja Mała, mój M… i Teściowa. Już po chwili zapomniałam co to cisza
i spokój, ale nie zamieniłabym tej mojej prozy życia za żadne skarby na
świecie:)
